Archiwum bloga

środa, 3 lutego 2021

KOZIOROŻEC (CAPRICORNIS, MAKARA RASHI)

 

Całkiem duże to to, pokryte sierścią, w której zdążyły już zalęgnąć się wszy, na dodatek śmierdzi, jest opryskliwe (dosłownie!), a w przypływie wrogości może nadziać na kręte poroże zaczepiającego go (i zbyt pewnego siebie) delikwenta jak szaszłyk na rożen. Zasadniczo punktów dodatnich jego prezencji przydaje mu odległość - im większy dystans dzieli go od spozierającego nań, tym sylwetka parzystorogiego draba wydaje się podglądającemu powabniejsza. A ponieważ warunki siedliskowe bezpruderyjnie sarkającego indywidualisty w przeważającej mierze skutecznie odbierają ochotę co bardziej wścibskim na międzyskalne wojaże, na ogół cieszy się on tak pożądanym, niezmąconym wszelkim zgiełkiem spokojem.

Voila! - poznajcie Koziorożca.

Część gwiazdozbioru Koziorożca, skatalogowanego w II wieku n.e. przez nikogo innego jak Ptolemeusza, jako dziesiąty w kolejności, kardynalny znak zodiaku, mości sobie swoje miejsce na nieboskłonie pomiędzy kipiącym entuzjazmem Strzelcem, a przejawiającym rewolucjonistyczne zapędy Wodnikiem. Przypisanym mu żywiołem jest ziemia (sans. prithvi), zaś władającą nim planetą okolony pasmem pierścieni Saturn.
To tyle, jeśli idzie o krótką i zwięzłą astrologiczną faktografię, którą spotkać można w co przeciętniejszych almanachach. My jednak nie poprzestaniemy na tym, nie zadowalając się tak skromną porcją wiedzy. Sięgniemy więc znacznie głębiej, nurkując w odmętach historii starożytnych cywilizacji, a także z kagankiem w kurczowo zaciśniętej dłoni i duszą na ramieniu błądząc
w mrokach opustoszałych świątyń, by rzucić nieco światła na skrytego w cieniu pokrakę.
I przekonać się, że wcale nie taki diabeł straszny, jak go malują.  


                                                                                         KOZIOŁ NA RZEŹ PRZEZNACZONY 

Przez wieki znak Koziorożca ewoluował jako symbol jednako prawnego strukturalizmu i represywnych norm społecznych, jak również satanizmu i szeroko pojętego okultyzmu. Zaczęło się od starożytnych Sumerów i Chaldejczyków, którzy zaobserwowaną na firmamencie konstelację ochrzcili mianem Suhur-mash-ha, co w wolnym tłumaczeniu oznacza „Rybokoźlę”. Tę wykoncypowaną figurę zwierzęcego wybryku natury (notabene nie jedyną w zodiakalnym panteonie z czasów antycznych) zapożyczyli z tamtejszych stron Grecy, na potrzeby swojej mitologii tworząc postać Pana (którego italski odpowiednik to Faun lub Silvanus), bożka zrodzonego z nimfy Dryope, płodzicielem którego był złotousty „listonosz” bogów - Hermes. Legenda głosi, że wskoczył do rzeki, chcąc czmychnąć przed przypuszczającym szturm na Olimp Tyfonem, zdoławszy jednak przemienić się w rybę tylko połowicznie, wskutek czego zyskał jedynie płetwiasty ogon (stąd nazwa najkraśniejszej w tejże konstelacji gwiazdy Deneb Algiedi (Delta Capricornis) - „ogon kozła”).

Pamiętacie sympatycznego, acz nieco fajtłapowatego fauna Tumnusa - pierwszą istotę, jaką spotkała Łucja po przedostaniu się do Narnii na łamach powieści C.S. Lewisa? Wizerunek Pana jako zamkniętego w sobie tchórzliwca, konspiratora i krętacza pozującego na mężnego i nieustraszonego, ale też i jegomościa skłonnego do wyrzeczeń i poświęceń, utrwaliła się w zbiorowej świadomości społeczeństw. Po dziś dzień obowiązuje popularne powiedzenie „kozioł ofiarny”, przypięte jako „łatka” do osoby wyalienowanej i jednocześnie będącej obiektem drwin i docinek (innymi słowy tzw. popychadła). Wywodzi ono swe korzenie także z tradycji muzułmańskiej, gdzie składanie rytualnych ofiar z koźlęcia jest także i dzisiaj powszechnie stosowaną praktyką.    

W mitologii indyjskiej odpowiednikiem „zachodniego” Koziorożca jest Makara - mityczny stwór z łbem słonia/krokodyla i o rybim, gadzim lub delfinim tułowiu, na którego grzbiecie sadowi się Gana (astrologiczny Aquarius), opiekunka rzeki Ganges, trzymająca w dłoniach wazę, z której nieprzerwanym strumieniem leje się życiodajna woda, co nie bez kozery można poczytać za junkturę zodiakalną między znakiem Koziorożca a Wodnika; w tym sensie jest to metaforyczne ujęcie kondygnacyjnego oparcia - lub obietnicy zachowania strukturalnej stabilizacji, nawet w obliczu zmian rozrywających ściany zastanego porządku rzeczy - dla nowonarodzonych śmiałych idei („kamień odrzucony przez budujących, stał się kamieniem węgielnym”). 

Głowa kozła (Lucyfera/Bafometa) wpisana jest w odwrócony pentagram (gwiazdę pięcioramienną, tj. planetę Wenus, na kartach Księgi Izajasza nazywaną „jutrzenką” lub „gwiazdą zaranną/wieczorną”; stąd łac. lux ferre, czyli „niosący światło”), będący z kolei zarówno okultystyczną wariacją tzw. mandali totalnej (czyli obrazu fizykalnych proporcji ludzkiego ciała wedle projektów Leonardo da Vinciego, zatytułowanego człowiek witruwiański), jak i wypaczeniem obrazu krzyża przyjętego przez chrześcijaństwo za totemistyczny symbol męczeńskiej śmierci Jezusa. Motyw ten, pod postacią miecza obrazoburczo wetkniętego między obie małżowiny przekłute strzałą, wykorzystał w swym tryptyku „Sąd ostateczny” niderlandzki malarz doby późnego gotyku - Hieronimus Bosch; zdaniem wielu historyków sztuki i teologów odnosi się on do wzgardy wobec biblijnych słów Jezusa („kto ma uszy, niechaj słucha[…]”) za sprawą swego fallicznego kształtu, łudząco przywodzącego na myśl penisa (należy tu także zważyć na nastroje społeczne epoki kształtujące ówczesne trendy kulturowe, jak również fakt, iż z pewnością nie umknęły one uwadze artysty). 


Bafometanizm, którego powstanie jako kultu ustanowionego przez nadsekwańskich templariuszy datuje się na początek XIV wieku, to kolejny twór  alegorycznie odwzorowujący archetyp znaku Koziorożca. Synkretyczne bóstwo (Bafometa, z arab. Abufihamet, czyli „Ojciec Zrozumienia” lub według klucza kabały (hebr. atbasz) Sophia - łac. „Mądrość”) przedstawiano jako siedzącą na ziemskim globie postać z głową kozła, o nagim ciele młodej kobiety wyposażonej w owłosione nogi zakończone kopytami. Na tle jej roznegliżowanego łona piął się kaduceusz jako symbol uświadomienia istoty dualnej natury świata zmysłowego (łac. solve et coagula - w wolnym tłumaczeniu „złączyć to, co podzielone”, na co wskazywały odpowiednio prawa i lewa dłoń poczwary („[…] i oddzielił światło od ciemności”).

Co to tak naprawdę znaczy? I tu wyjaśnienie: już nauki Patańdżalego (czego dowiodły współczesna medycyna i neurokognitywistyka) mówią o połączeniach nerwowych między obiema półkulami mózgu a przednimi kończynami - i tak półkula lewa (sans. ida - energia lunarna, żeńska, tj. analityczność, kalkulacja, skrupulantyzm) zawiaduje dłonią prawą, natomiast półkula prawa (sans. pingala - energia solarna, męska, tj. kreacja, niezależność, bezinteresowność, dobroczynność, wspomożycielstwo) sprzyja lewej dłoni („niech jedna dłoń nie wie, co czyni druga (gdy dajecie jałmużnę) - z nowotestamentowego „Głoszenia na Górze”). Istotnym jest, iż tutaj także, podobnie jak w jogicznym systemie centrów energetycznych człowieka, występuje czakra korony, czyli tzw. trzecie oko - w tym przypadku jako gwiazda pięcioramienna właśnie (co ciekawe, w gwiazdozbiorze Koziorożca występuje gwiazda Oculus (Pi Capricornis); i tu znów przychodzi nam z pomocą słownik łaciński, gdyż oculus to po prostu „oko”, natomiast occulto to „tajność” lub „zasłonięcie”/”zaciemnienie”, co dobitnie oddaje charakter działań parających się „magią” loży wolnomularskich). Ku potwierdzeniu oddajmy jeszcze raz głos niejasnej(!) na pierwszy rzut oka symbolice: palce prawej dłoni Bafometa wskazują na Biały Półksiężyc, zaś dłoń lewa wędruje ku jego przeciwieństwu (Czarny Półksiężyc, według kabalistyki żydowskiej, utożsamiany jest z demoniczną Lilth, a więc pierwszą żoną biblijnego Adama). Lilith, obok choćby Chirona, figuruje na liście pośrednio znaczących sygnifikacji astrologicznych, a jej charakter bodaj najtrafniej określa słowo „rozjątrzenie” lub „rozgrzebanie” - podczas gdy energetyka Chirona nazywana jest tą z gruntu „leczniczą”.


                                                                                                 OJCZE CZASU, WYSTĄP!  

W koziorożcowym domicylu zasiada powściągliwy i nieubłagany Saturn, i to jemu poświęcimy na kartach tego wpisu najwięcej uwagi.

Helleńska opowieść z zamierzchłych czasów opowiada o tytanie Kronosie, synu Gai (Ziemia) i Uranosa (Niebo), który, poślubiwszy swą siostrę Reę, płodził z nią kolejne dzieci o niezwykłych umiejętnościach i darach - przyszłych rezydentów Olimpu, po czym je pożerał, jedno po drugim. Najmłodsze z nich, Zeusa, uratowała jego matka, podając swojemu mężowi owinięty w chustę kamień. Wygłodniały, ogarnięty strachem przed utratą tronu „Ojciec Czasu” połknął głaz, a Zeus, podług rad swej rodzicielki obmyślił fortel, dzięki któremu zajął miejsce „troskliwego” tatusia.

Szczypta etymologii: Sat, jako pierwszy człon nazwy szóstej w kolejności od Słońca planety, oznacza „prawdę” (w numerologii liczba "sześć" to władza nad materią, a jako trzykrotnie powielona znana jest jako znamię "Bestii" ("króla tego świata") pojawiającej się w Apokalipsie Jana); drugi pochodzi od słowa "urna", "dzban" (stąd starożytni przypisali Saturnowi władztwo w znaku Wodnika). W urnie składa się zazwyczaj prochy (po dziś dzień) lub fragmenty ciała i organy wewnętrzne (praktyka poprzedzająca mumifikację w starożytnym Egipcie), więc kulturowo figuruje ona jako symbol doczesności, natomiast przeznaczeniem dzbana jest przechowywać i dystrybuować wodę lub jakikolwiek inny płyn (stąd konotacje porównawcze z przemianą duchową, rewolucją tak indywidualną (intelektualną), jak i społeczną (gremialną)).


Saturn, wraz z tzw. punktem fortuny, stanowi energetyczną emanację podstawowych praw rządzących ziemskim wymiarem materialnym. Jako zawiadujący żywiołem ziemi, „Władca pierścieni” jest personifikacją antropomorficznych tworów mających zapewniać ład i porządek - tj. hierarchiczności, systemów politycznych (w tym także etycznych i religijnych), kodeksów prawnych i sądownictwa, bankowości i monetaryzmu, strukturalizmu, konserwatyzmu i tradycjonalizmu (oraz urbanizacji i postępowości, związane jednak ściślej z wyższą oktawą archetypowych cech Saturna reprezentowaną przez Urana). 


W Jyotishy Saturn nosi miano Śhani (z sans. "powolny", "niespieszny") lub Kurma(po prostu "żółw", lub też "ciemiężyciel"). Symbolika ta ma swoje odzwierciedlenie również w astrologii chińskiej - wąż (energia kundalini) oplata żółwia (Saturn), co oznacza tak przyrodzoną możność sprawowania kontroli nad przywiązaniem do spraw doczesnych, jak i obietnicę wyrwania z "kołowrotu żywota", tj. ponownych narodzin i ponownej śmierci (sans. Samsara).
      
Natura naszych nierozpoznanych dążeń (tak krótko-, jak i dalekosiężnych), takich jak pragnienie posiadania własnego domu, stabilności materialnej i bogactwa przytłaczającego swym zawstydzającym innych ogromem, zazwyczaj okazuje się być zamaskowaną formą rozrośniętego do gargantuicznych rozmiarów instynktu przetrwania. Wyrastają one z naszych biologicznie uwarunkowanych lęków przed (często słusznie) kojarzonymi z opresją ograniczeniami, zmiennością świata (w tym także z perspektywą nieuchronnie zbliżającej się śmierci) i biedą, nielicującą ze śmiałymi wyobrażeniami o ludzkiej potędze, której szczyt zdaje się nie sięgać poza bramy doczesności. Energia Saturna to tak naprawdę manifestacja naszych pragnień związanych z przekształcaniem i eksploatacją świata fizycznego, które wpierw zostaną nadgryzione zębem czasu, a koniec końców zniszczone - zarówno one same, jak i ich dotychczasowe owoce. Wiedza, która z tego procesu pochodzi i dostępna jest człowieczemu poznaniu, mówi o wolności od jakichkolwiek przywiązań, czyli braku potrzeby identyfikacji swego istnienia i jego znaczenia od wszystkiego, co umysł postrzega jako „ja”.  Nie oznacza to wcale pozbycia się "ja", lecz pozwolenia na odejście jedynie wyobrażeniu o tym "ja", które to wyobrażenie istnieje dzięki wyżej wspomnianej identyfikacji. 




                                                                      POROŻA W PEŁNEJ KRASIE - GDZIEŻ ICH SZUKAĆ?

Na ogół pierwszorzędnymi cechami archetypowego Koziorożca są samowystarczalność, samotnictwo, dyscyplina (samodyscyplina), ambicja (nierzadko przechodząca w żądzę), odpowiedzialność, obowiązkowość oraz wytrwałość. Ponadto narzucanie sobie i innym długofalowych planów, trzymanie się zasad i idei, nie-folgowanie sobie, „nie-pieszczenie się” ze sobą, (nie)zdrowy konserwatyzm, czyli zawierzanie sprawdzonym, tradycjonalistycznym wzorcom, a także nienaganny zmysł praktyczny. Zapatrywania na świat obywatela astralnego domu dziesiątego wiążą się z jego pragnieniem „usadzenia się” w społeczeństwie (Koziorożec to w końcu znak kardynalny żeński, reprezentujący energię yang), karierą zawodową i prestiżem. Capricornus, jako kosmogramowy znak solarny, przyjmuje postawę: "skoro już ktoś musi się tego podjąć, to niech to będę ja" - i skutkiem tego chętnie nakłada na siebie obowiązki, w tym także powinności kierownicze, związane z odpowiedzialnością za innych i przed innymi (przebywając w którymś z pozostałych domów tworzących tzw. krzyż kadentny - czwartym, ewentualnie siódmym), lecz wobec najbliższych jest nieugięty i ostentacyjnie oschły; nie grzeszy też fantazją ani wyobraźnią (konsekwencje niezbyt udanych relacji z Wenus oraz natalnych posiaduch w alkierzu pod numerem piątym). Zazwyczaj bezproblemowo i naturalnie wpasowuje się w społeczne hierarchie, bez mrugnięcia okiem akceptując zasady i cele przyjmowane i obwiązujące w grupie, do której przynależy (no chyba, że kombinujący Uran zarządzi inaczej). Takie zachowanie jest przeciwieństwem postawy buntownika - Koziorożec będzie dążył do poprawy swojej pozycji dzięki umiejętnemu wykorzystaniu tego, co w danych warunkach akurat jest dlań dostępne, nie poważając się na negowanie i torpedowanie implikujące drastyczne zmiany (stąd jak ognia unika kontaktu z „wodnikową” matrycą jedenastą). Typowa dla Koziorożca (w jego wariancie słonecznym) jest droga „karierowicza”: od skromnej pozycji startowej aż do najwyżej usytuowanych stanowisk i bogactwa. 
Osoby niepodzielające jego poglądów i sposobu bycia ma z zasady za głupców i istoty niepoważne, w dodatku grzeszące małostkowością i „posuniętą w latach” infantylnością (co można by określić jako protekcjonalną plutoniczność, zdradzającą domniemane poczucie wyższości nad „zajmującym się nieistotnymi błahostkami motłochem”). Ale ta „koziorożcowa” powaga bywa także zarazem brakiem tak skądinąd przydatnej w przypadku fiaska autoironii oraz dystansu wobec spraw, wokół których orbituje uwaga samego zainteresowanego (do bólu poważny, by nie rzec sposępniały Merkury).   

Świat widziany bystrymi oczyma Koziorożca sprawia wrażenie surowego, sprowadzonego do najgrubszych i najbardziej oczywistych relacji: majątek, piastowana władza, stateczna posada, obowiązki wykonywane od „a” do „z”, zasłużone, bo wywalczone własną „krwawicą” wygody, realizm i znacząca powściągliwość w niedorzecznym „porywaniu się z motyką na słońce” (chyba, że lubujący się w podbojach Mars uściśnie dłoń niezawstydzonemu tym gestem Jowiszowi). Charakterystyczne dla (przede wszystkim dla „słonecznego”, lecz nie tylko) Koziorożca jest nawracające lawirowanie między napadami depresyjnymi, a potrzebą utrzymania niezachwianego rygoru codziennych powinności. Wówczas jedynym ratunkiem wydaje się być dlań postępujący pracoholizm, jako ucieczka od poczucia niedowartościowania płynącego z zewnątrz z racji faktycznych dokonań. Na dłuższą metę jednak nie pozwala to mu godzić się z losem, gdyż nie dostrzega, że to właśnie on sam jest sprawcą wydarzeń, które są dlań drzazgą w oku.   



Osoby z dominującym Księżycem w Koziorożcu ciągnie „ku dołom”, tzn. życie na łonie materii w jego (tegoż życia) możliwie jak najbardziej surowej postaci, a więc - co rozumie się samo przez się - na wsi, w otoczeniu przyrody w jej nietkniętym człowieczą ingerencją wydaniu. Już na starcie odpadają luksusowe parki narodowe, jak chociażby te pyszniące się na straganowych widokówkach, oddając palmę pierwszeństwa dzikim, nieprzystępnym kniejom. Atrakcyjnymi są dla nich ludzie „od pługa i młotka”, jak również „wiejscy filozofowie” i „miejscowi kretyni”. Tak uosobiony wyrafinowany intelektualizm udaje się na prowincję, by tam właśnie zasięgnąć języka ludu umorusanego znojem dnia powszedniego, po to, ażeby, po prostu - odszukać prawdę o życiu (czy to pod spróchniałym konarem, czy w przepoczwarzającej się gąsienicy najpospolitszej Rusałki).     

Krasny satelita wyposaża też go w umiejętność empatycznego wczucia się w potrzeby tzw. prostych ludzi, przy czym może skutkować to uzależnieniem się od ich opinii, uleganiem presji otoczenia i w konsekwencji niemożnością rozwinięcia skrzydeł na miarę wygórowanych ambicji (podobnie jak w przypadku twardo stąpającej po ziemi Panny).                          

Tak jak dla słonecznej wersji Koziorożca charakterystyczne były nieustępliwość, rygor i twarda jak skała dyscyplina, tak „księżycowemu” Capricornusowi przypisuje się fatalizm. Może być on tak głęboko „wdrukowany”, że rzeczony jegomość nie widzi pojawiających się przed nim alternatyw, nie mogąc sobie wyobrazić własnego życia innym niż takie, jakim je prowadzi. Na widok kogoś zażywającego przyjemności, usatysfakcjonowanego i spełnionego, umysł dotknięty lunarną płaczliwością (i znowuż - konotacje „Panieńskie”, wzmocnione neptunowym westchnieniem) tworzy wówczas projekcję pretendującą do „zaszczytnego” tytułu „Czarnowidztwa Roku” pod jakże chwytliwym tytułem "to nie dla mnie..." - i najczęściej taki ktoś pomija i nie zauważa możliwości jakiegokolwiek ruchu wyprowadzającego go z tego przygnębiającego stanu.      

Drugą, na pierwszy rzut oka „jaśniejszą” stroną księżycowego aspektu Koziorożca jest niezapośredniczony stosunek do zastanej rzeczywistości, tj. branie rzeczywistości taką, jaka jest, jako coś koniecznego, ale zarazem w tej swojej konieczności pozytywnego. Przypomina tą ambiwalentną postawą jeszcze niedoświadczone i „niezaprawione w bojach” dziecko, które akceptuje zastany świat takim, jakim on jest, nie oczekując odeń cudów nie z tej ziemi i nie uciekając się do roszczeniowej oceny poprzez porównywanie tego, co wyimaginowane z tym, co faktyczne i namacalne, gdyż zresztą możliwości takiego porównywania są mocno ograniczone, by nie powiedzieć - iluzoryczne. Taki stosunek do napływających z zewnątrz bodźców cechuje też spora doza zaufania, mającego spory potencjał, by nigdy nie upaść - nawet w obliczu co straszniejszych życiowych przygód. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

TRAFIŁEŚ TU - I CO DALEJ?

TRAFIŁEŚ TU - I CO DALEJ?

Drogi Czytelniku,  Skoro już tu trafiłeś, miło mi Cię powitać. Usiądź wygodnie i rozgość się. Jeśli chcesz, przygotuj też sobie coś do przek...