Archiwum bloga

czwartek, 28 stycznia 2021

WODNIK (AQUARIUS, KUMBHA RASHI)

 

Nawet ci z nas, którzy nieszczególnie zajmują się (a co dopiero fascynują) zagadnieniami astrologicznymi, okiem nieuzbrojonym w szkło powiększające - będące atrybutem dociekliwych - dostrzegają pojawiające się tu i ówdzie całkiem pokaźnych gabarytów wzmianki o „prędko nadchodzącej Erze Wodnika”. Egzaltacja nadciągającą „erą tak długo wyczekiwanej, wytęsknionej równości i należytego ogólnego poszanowania praw człowieka” rozprzestrzenia się z prędkością szerokopasmowego łącza internetowego, królując na pierwszych stronach kolorowej prasy i wszelkiej maści portali, jedynie „niedzielnie” parających się ezoteryką. Przybywa toteż i samozwańczych wieszczów i proroków, którzy pod przykrywką wykonywanych fuch (astrologów, tarocistów, psychologów, tudzież najzwyklejszych redaktorów) głoszą „dobrą nowinę” o „zerwaniu kajdan z nadgarstków przedstawicieli uciskanego społeczeństwa”.
   
Po cóż jednak to całe przedstawienie, gdzie słowa spływające z ust występujących ociekają słodyczą aż do obrzydzenia?
Cóż. Gdy nie wiadomo o co chodzi, to zapewne chodzi o… pieniądze, oczywiście. I nie inaczej jest właśnie w tym wypadku.
Na Erę Wodnika przyjdzie nam poczekać jeszcze długi czas. A nim owa (nie tak znowuż) wzniosła chwila nastąpi, poszperamy w kartotekach historii świata w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie, czy ta zbiorowa ekscytacja ma jakikolwiek głębszy sens, niż tylko napychanie sobie kabzy przez jej hojnych fundatorów.  


                                                                                                   TA PANTA RHEI, MUNDO

Nim zasiadający na tronie domu jedenastego „Nosiwoda” (z łaciny Aquarius) utożsamiony został przez legiony dwudziestowiecznych badaczy z hulającym w przewodach prądem, z dzbana, który dźwigał na swych barkach (niczym tytan Atlas podtrzymujący ziemski glob), wylewał się wartki strumień wody. Heraklit, jako jeden z pierwszych przedstawicieli greckiej szkoły filozoficznej odkrywających ukryte w świecie fizycznym znaczenie astrologii, widząc w tym procesie metaforę właściwego charakteru wszelkich zjawisk, ukuł znane po dziś dzień powiedzenia „wszystko płynie” oraz „niepodobna to rzecz dwukrotnie wejść do tej samej rzeki”. Co ciekawe, podobny chwyt retoryczny - wedle buddyjskiej przypowieści - zastosował Siddhartha Gautama pouczający swego ucznia Annandę, kiedy to podczas podróży przez leśne ostępy kazał mu raz po raz powracać z naczyniem w dłoniach do biegnącego nieopodal potoku zanieczyszczonego grudami ziemi, po tym jak przebiegały tamtędy ciągnące rydwan konie. Podopieczny, coraz bardziej sfrustrowany upartością mistrza, zdziwił się wielce, gdy, za trzecim już razem podreptawszy pod rzeczułkę, spostrzegł, iż jej wody na powrót stały się krystalicznie przejrzyste.
Podobnie Jezus, jako uosobiony zwiastun nadchodzących zmian, przemienia wodę w najprzedniejsze wino podczas uczty weselnej w Kanie galilejskiej; transsubstancjacja ta dokonuje się w sześciu kamiennych dzbanach, symbolizujących sumaryczną liczbę minionych Er astrologicznych. Emmanuel wybiera dwunastu apostołów i wyposaża ich w narzędzia niezbędne, by stali się „rybakami ludzi”; do Szymona Piotra mówi „nie lękaj się, wypłyń na głębię […]” - bo choć jesteś jak skała („opoka, na której zbuduję mój Kościół”), nie utoniesz (przyp. tłum.). On sam również, przekazując im swe posłannictwo, ukazuje zadanie, jakie otrzymał od Ojca - jest tak Pasterzem, który gromadzi trzodę w Bożej Owczarni, jak Rybakiem, który „łowi ryby do swego dzbana” (tj. natchniony „Świętym Oddechem” kieruje ludzkość ku poznaniu, które gotowa będzie przyjąć - „[…] zostaliśmy przezeń porwani do umiłowania rzeczy niewidzialnych”), a ostatecznie Odkupicielem, składającym swe życie w rękach oprawców w imię przykładu najwyższego samopoświęcenia, ukazując, że wszystko, co ma swój początek, ma też i koniec („Jam jest Alfa i Omega”.                                               

Wodnik, zawiadujący żywiołem powietrza, w starożytnym Egipcie miał swych odpowiedników w figurach boga Shu - pana wiatrów i zwiastuna burzy, oraz Hapiego - naczelnym zarządcy Nilu, przedstawianego jako człowieka z łbem hipopotama. Mitologia grecka wywyższa z kolei Uranosa (Uran; Niebo), któremu jego uciskana (dosłownie) przezeń małżonka, Gaja (Ziemia; Ziemia), odcięła stalowym sierpem przyrodzenie, dając początek separacji przestworzy i ziemskiego sklepienia. Zamierzchłe podania z kraju oliwą i winem płynącego traktują i o Aristajosie, opiekunie sadowników i pasterzy („ja znam owce moje, a one mnie znają”), a także Ganimedesie, którego urzeczony nim Zeus/Jupiter przemienił w orła posługującego na Olimpie, by częstował gości Gromowładnego ambrozją.
Z archetypem Wodnika wiąże się ponadto mit o Prometeuszu, powodowanego współczuciem i wspaniałomyślnością złodzieja boskiego ognia, który zaniósł go ludziom, dotąd skazanym na przebywanie w ciemnościach. W ramach kary, jaką wymierzył mu wściekły nań Zeus, został przykuty łańcuchami do skały, by tam oczekiwać na przylatującego co dzień orła, którego zdaniem było wyszarpywanie wciąż odrastającej wątroby herosa (stąd posadowiona nieopodal gwiazdozbioru „Nosiwody” konstelacja Orła, której najjaśniejszą gwiazdą jest Altair - Alfa Aquila).                                                                                                                   
Na kartach pism z tak (jak się zdaje na pierwszy rzut oka) od siebie różnych kultur spotykamy opisy wydarzeń łudząco do siebie podobne. I tak, biblijny Noe buduje arkę na polecenie Jahwe i gromadzi na jej pokładzie zwierzęta celem ich ocalenia, podobnie jak bohater sumeryjskiego Eposu o Gilgameszu, Zusiudra, konstruuje łódź podług wskazań litującego się nad nim Enkiego. W tekstach pochodzących z doliny Eufratu i Tygrysu pojawia się również postać Utnapisztima - śmiertelnika z królewskiej rodziny, uratowanego z potopu dzięki nadprzyrodzonej interwencji zstępującej „z niebios”.                      
I Słowianie mieli cośkolwiek do powiedzenia a propos Wodnika, tą właśnie nazwą chrzcząc umyślonego na niwie ludowych guseł wodolubnego potwora, zamieszkującego wyjątkowo niedostępne i nieprzyjazne mokradła. Wabił on zbłąkanych wędrowców migotliwym światełkiem, po czym konsumował ich ze smakiem w sposób raczej estetycznie wątpliwy; pokraczniejsza wersja ichniejszego monstrum zwana była Utopcem. Wschodnioeuropejskie korzenie ma także helleńska bogini Leto, matka Apolla i Artemidy, pod nadwiślańską szerokością geograficzną czczona niegdyś jako Leila (Lela), patronka wiosennego odrodzenia, ale też i gradowej zawieruchy i zamętu, wokół nóg której krząta się wataha posłusznych jej wilków (w dorocznym cyklu natury to właśnie w miesiącu lutym te dzikie czworonogi łączą się w pary).
W wiekach późniejszych archetyp Wodnika zrównywany był z piractwem, zapewne także z uwagi na mitologiczną figurę Kalipso - nimfy tytanicznego pochodzenia, według prozy Homera więżącej usiłującego powrócić do rodzinnej Itaki Odyseusza. Nie będzie bynajmniej zbytnią przesadą dopatrywać się w tej opowieści semi-saturnicznego aspektu znaku Wodnika, którego to wedle prawideł astrologii starożytnej (także wedyjskiej) oddano we władanie „Ojca Czasu”; imieniem Kalipso został nazwany również jeden z księżyców „Władcy pierścieni”. Uraniczny charakter Wodnika poznany został dzięki zdobyczom astronomii wiele wieków później, i „dziwnym zbiegiem okoliczności” zetknął się niecałe stulecie później ze skądinąd ociekającymi gorącą posoką przemianami ustrojów społecznych na świecie - tak w Ameryce Północnej (wojna secesyjna), jak i w Europie (rewolucja francuska i obalenie rosyjskiego caratu ustępującego komunizmowi).


                                                                                PLANETY W WODNIKU, A WODNIK W DOMACH


Wodnik to ekstremizmy, skrajności, nieustannie przeciąganie liny; „łącznie przeciwieństw”, jak to ujął Carl Gustav Jung. Niemniej, owe „łączenie” to nie aprioryczne zespalanie, lecz - nazwijmy to - najzwyklejsza inkluzja pozornie kłócących się ze sobą właściwości, charakterystyczna dla całego dualistycznego systemu zodiakalnego, który, jak zostało już wcześniej wyjaśnione, opisuje krąg Samsary, matrycę Nieskończoności.
W świetle racjonalnej argumentacji stroniącej od stronniczości(!) nie ma powodu, by utrzymywać, że którykolwiek z dwunastu znaków miałby stać wyżej od pozostałych. Taka hierarchia nie istnieje. To, co nam, ludziom, się wydaje, jest tym, co stanowi trzpień naszego postrzegania wspartego złudną życzeniowością, ogołoconą z poczucia odpowiedzialności. Ażeby nie popełniać błędów już upatrzonych i wytkniętych, podążymy ścieżką opatrzoną drogowskazami wskazującymi złożony charakter bohatera niniejszego wpisu. I odkryjemy, że jako pełen wywrotowego zapału Nosiwoda , może stać się on także cwanym Mąciwodą.

Naturalnym siedliskiem Wodnika jest rzecz jasna matryca o numerze jedenastym. Domicyl ów zbieżny jest z charakterem numerologicznej „jedenastki”, reprezentującej tak zwaną „wibrację mistrzowską” - predysponującą do pełnienia roli przewodnika, nauczyciela, guru (aspekt jowiszowy). Jednakże konfrontacja jest niewykluczona, a wręcz wielce prawdopodobna, oferując naukę balansu między indywiduacją domagającą się przestrzeni, w której mogłaby zostać wyrażona, a konformizmem osadzonym na potrzebie społecznej akceptacji. Suterena jedenasta to bowiem środowisko wspólnoty, gdzie dominujący jest instynkt stadny, a zacieśnianie więzi plemiennych ma pierwszorzędne znaczenie. Symbolizują to nakszatry Shravana (małżowina uszna; muzykalność, taneczność) i Dhanishta (urna, dzban; komunikacyjny ekstrawertyzm, popularność dzięki skonkretyzowanej promocji idei, populizm, niesienie „dobrej nowiny” i uświadamianie, ale też pozostanie w ukryciu, łączność konspiracyjna; etymologicznie Ur oznacza nazwę mezopotamskiej stolicy, biblijną ojcowiznę Abrahama). Bomba z opóźnionym zapłonem, jak określana jest energetyka rozżarzonego Plutona, podminowuje wyżej wymienione cechy, dając impuls do ich wywleczenia i zastosowania (zwłaszcza odwiedzając natalnie dom dziesiąty, okupowany przezeń do spółki z Wodnikiem właśnie). Jupiterowa ekspansja sprzyja Nosiwodzie pukającemu do wrót zamczyska dziewiątego, zdradzając jego tendencję do lgnięcia do alternatywnych źródeł poznania, podobnie jak stojące przed nim otworem drzwi chałupy pod numerem trzecim, w salonie której może on czuć się jak we własnym domu. Ósma hacjenda przydaje mu zdolności mediumicznych, by zaś nie wejść do siódmej, zapiera się rękami i nogami, „czując pismo nosem” (sławetne w kręgach astrologicznych porzekadło „Co Wodnik, to rozwodnik”). Meldując się w domu czwartym, daje szeroko pojętą swobodę swym pociechom (jeśli takowych się oczywiście doczeka) oraz bliźnim, poczytując za zło konieczne gargantuiczną zażyłość sprzyjającą wzajemnemu wykorzystywaniu z pozoru szczytnych intencji; jego opiekuńczość ma charakter zasadniczo przyjacielski i przeto liberalny, a epizodyczne interwencje pojawiają się pod postacią aktywnej, nierzadko impertynenckiej stymulacji (domykająca znak Nosiwody nakszatra Shatabhisha).

                                      CO NAGLE, TO PO DIABLE MYŚLENIU - CZYLI POSTRONNA POMPATYCZNOŚĆ NIEWSKAZANA            
                                                 


By rozprawić się z gnieżdżącymi się w pstrych umysłach uwiedzionych czytelników niedorzecznymi bajkami, winniśmy przyjrzeć się zjawisku precesji, na temat którego krąży równie wiele najfantastyczniejszych teorii. Której z nich warto zawierzyć (bynajmniej nie ślepo, brrr…), a którą odesłać do lamusa jako niemającą praktycznego zastosowania ciekawostkę historyczną? Uchylmy zatem rąbka tajemnicy.

Cykliczność er astrologicznych i zodiakalnych uzależniona jest od zjawiska precesji osi ziemskiej, w wyniku której występuje „przesuwanie się” (a ściślej „pełznięcie”, bo tak należałoby się wyrazić) północnopółkulowego punktu równonocy wiosennej z jednego gwiazdozbioru/znaku zodiaku do sąsiedniego. Owe „przemieszczanie się” tegoż właśnie punktu o 1 st. ekliptyczny trwa średnio 72 lata; to „średnio” bierze się stąd, że tempo precesji nie jest jednostajne, tak jak i zmienna jest jego wartość.
Szacując dokładne daty rozpoczęcia i zakończenia er astrologicznych/zodiakalnych można odwoływać się odpowiednio tak do całych gwiazdozbiorów, biorąc pod uwagę ich pełną długość ekliptyczną, lub tylko do znaków zodiaku, gdzie umowna długość ekliptyczna każdego z nich wynosi dokładnie trzydzieści stopni (co odpowiada dwóm godzinom zegarowym wedle ziemskiej rachuby czasu). Założenie to automatycznie ukazuje postulowaną równą długość wszystkich dwunastu er zodiakalnych, których suma spina tzw. rok platoński (liczący sobie blisko 26 000 lat; dokładnie lat 25 800). Co ważne, suma obłożonych klamrą er astrologicznych również wynosi tyleż lat - z tą różnicą, że nie każda z tych er zamyka się w tym samym przedziale czasu liczącym sobie 2160 lat (a tyle trwa właśnie każda z er zodiakalnych).                        
Tradycyjnie inaugurujący zodiak Punkt Barana, od czasów starożytnych traktowany jako punkt równonocy wiosennej (tj. 0 st. znaku Barana - wieńczący „rybią” nakszatrę Revatika - leżący między gwiazdą Revati (Epsilon Piscium), a żółtym olbrzymem o nazwie Alpherg (Eta Piscium), posadowionym w 1 st. 49’ znaku Barana), wciąż „przemieszcza się” względem ekliptyki ruchem przeciwnym do ruchu wskazówek zegara. Klarownym jawi się więc wniosek, iż nastanie kolejnej ery zodiakalnej następuje wraz z chwilą przesunięcia Punktu Barana (0 st. Aries) z jednego znaku zodiaku do znaku kalendarzowo go poprzedzającego. Należy w tym miejscu zaznaczyć, że obecnie ów punkt znajduje się w znaku Ryb (zbliżając się do 5 st. tegoż znaku, pokonawszy już pierwsze dwadzieścia pięć), i (doprawdy) powolutku zmierza w kierunku znaku Wodnika (co tłumaczy choćby zawirowania klimatyczne, z ograniczonej perspektywy psychokinetycznej oceniane jako anomalie).
Z przytoczonych powyżej danych wynika prosty rachunek: mnożąc 72 lata przez 5, otrzymujemy 360 lat, a więc również sumaryczną równowartość stopni całego zodiaku. Wedle tych obliczeń orzec można, że zodiakalna Era Wodnika nastąpi „już” mniej więcej w 2378 r. n.e. Natomiast uwzględniając krańcowe szańce zawieszonych na niebie gwiazdozbiorów, Era Ryb rozpoczęła się w roku 67/68 p.n.e., gdyż właśnie w tym roku punkt równonocy „przesunął się” z gwiazdozbioru Barana do gwiazdozbioru Ryb. Kolejna zmiana konstelacji, czyli „przesunięcie się” punktu równonocy z gwiazdozbioru Ryb do gwiazdozbioru Wodnika, nastąpi więc dopiero w roku 2597 n.e., a zatem nieco ponad dwieście lat później, niż zakładają wyliczenia czynione na podstawie danych z systemu zodiakalnego.

W kontekście niniejszych rozważań pewien kłopot stanowić może mnogość definicji zodiaku gwiazdowego. W tym wypadku chodzi o wartość ayanamshy, czyli różnicy w orbium (stopniach) umownego punktu początkowego zodiaku syderycznego w stosunku do punktu równonocy astronomicznej wyznaczonego wedle prawideł zodiaku tropikalnego. Największe zróżnicowanie wartości ayanamshy w odniesieniu do zachodniej astrologii, gdzie króluje wariacja Fagana/Bradleya, występuje nie tyle w szkołach wschodniego wydania astrologii gwiazdowej (Krishnamurti, Raman, Bhasin, Yukteshwara, Takra, Usha-Shashi, True Chitra, True Mula, True Revatika i bodaj najbardziej znanej z nich - Lahiri), ile w akademiach antycznych (Hipparchos, Aldebaran Ayanamsha), arabskich (Djwhal Khul, Sassanian), a także pozostałych współczesnych (Larry Ely, de Luce). Jednakże obecnie zastosowanie w praktyce znajdują tylko dwie spośród wyżej wymienionych, każda pod swoją szerokością geograficzną: Fagana/Bradleya i Lahiri - i to według ich metodyki opracowuje się dziś m.in. kosmogramy natalne, elekcyjne, horarne i mundalne.                  

Swoje do powiedzenia w temacie er zodiakalnych i astrologicznych miał też nie kto inny, jak Rudolf Steiner, nieżyjący już ówczesny wtajemniczony, ezoteryk, filozof i twórca nurtu antropozoficznego. Podług jego wskazań każda era zodiakalna trwa 2160 lat, co dowodzi, że liczbę tę podał w odniesieniu do zodiaku stałego, a nie pełnych gwiazdozbiorów. Co więcej, Austriak rozróżniał erę zodiakalną, astrologiczną oraz tzw. erę kulturową, której praktyczne znacznie - jak się okazuje - równa do skali znaczenia ery astrologicznej (choć osobiście nie ośmielam się mniemać, jakoby owe znaczenie było ważniejsze czy jakkolwiek donioślejsze). Według Steinera kulturowa Era Wodnika rozpocznie się dopiero około roku 3573, a trwająca obecnie kulturowa Era Ryb miała swój początek wraz z nastaniem 1414 roku (co zbiegło się z blisko dwustuletnim okresem terroru prześladowczego zainicjowanego przez środowiska klerykalne w średniowiecznej Europie).     
    

                                                                                    NIE TAK PRĘDKO, DRODZY PAŃSTWO
            
Dla co pojętniejszych adeptów sztuki astrologicznej jest sprawą nie podlegającą dyskusji, iż żaden ze znaków zodiaku nie jest ani „bajecznie cukierkowy” i „cudowny”, ani do cna „przegniły”, zwiastujący nieuchronny kataklizm na podobieństwo dopustu bożego, na który nic nie można poradzić. Przykładowo, takowe podejście charakterystycznym okazuje się dla tzw. myślenia magicznego, a te z kolei wpasowuje się w archetyp zodiakalnych Ryb. Nie znaczy to jednak, że tenże sposób rozumowania, choć przez swą krótkowzroczność i wierność tradycji bywa uwsteczniający, należy jednoznacznie sklasyfikować jako niewskazany i niebezpieczny. Identycznie rzecz ma się z sygnifikacją Wodnika, którego to archetyp reprezentuje potencjalne antynomie w postaci opozycyjnych względem siebie cech. I tak zatem, z inkrustowanej czczymi obietnicami czary popłynąć może (wcale nie tak znów) łagodny strumień gremialnego „uzdrowienia”, w przedstawianym zamyśle mającego dokonać się za sprawą roztaczanej opieki, faktycznie zaś stanowiącej pozór dla nierozpoznanych egotycznych motywów (prostolinijna Wenus wchodząca w koneksje z Plutonem), by po pewnym czasie przybrać na sile i zebrać krwawe żniwo, tak jak każda wybuchowa rewolucja pożera własne dzieci (tętniący żądzą mordu Mars, wybierający się na spacer z przesiadującym w swym domicylu Uranem). To zaś, co zostało zburzone w imię radykalnych postaw promujących ideę wolności, może zostać zastąpione wzniesionymi od podstaw strukturami - jak się później okaże - równie opresyjnymi co te obalone (Jowisz koniunkcyjnie pozdrawiający Saturna). Zachłyśnięcie się swobodą nie musi wcale zapewnić przeciągłej trwałości nowopowstałego systemu, mogąc dla odmiany prowadzić do jego rozprężenia (zafrasowany Merkury, pozornie opuszczający plamę poświaty rzucanej przez pyszniący się na nieboskłonie Księżyc). Pochwała utylitaryzmu, choć wciąż tak wielce niedojrzałego, gdyż zaciekle walczącego ze światopoglądowym konserwatyzmem, obnaży jej rzeczywistą naturę, której zaiste daleko jeszcze do ideowej uczciwości (kłaniający się w pas Neptun, tworzący egzoplanetarne Stellum z Jowiszem i Saturnem).                                                

Ponieważ tenże fizyczny świat, w który zostaliśmy „wrzuceni” (jak ujął to niegdyś Jean Paul Sartre), a który uznaliśmy i uznajemy za pierwszorzędną, gdyż namacalną rzeczywistość, a przeto za swój dom, nie jest odseparowany od wpływów z zewnątrz, podlega nieustannym wymianom energii, manifestującej się w porcjowanych zjawiskowych (fenomenalnych) efemerydach, których my, ludzie, jesteśmy tak adresatami, jak i nadawcami. Z uwagi na liczne zmienne - by wymienić choćby tylko nieznajomość faktograficzną, do bólu niefachową interpretację zastanego (nie)porządku rzeczy, kawalkadę niejasnych przeświadczeń wyłaniających się z pobieżnych oględzin rzeczywistości, jak i panujące nastroje społeczne wywołane polityczno-marketingową propagandą upatrującą w odzewie na jej supozycje rosnący zysk - należy zrozumieć, że świat, w którym żyjemy, jest w ciągłym ruchu, i, podobnie jak my sami, wciąż się zmienia, przeobraża, ewoluuje, podlega transformacjom i modyfikacjom. Powtarzać można to do znudzenia niby staroświecką mantrę, ale fakt jest taki, że nie jesteśmy robotami z zestawem zaimplementowanych cech, którym musimy bezwzględnie się podporządkować, nie mając dlań jakiejkolwiek alternatywy.





poniedziałek, 25 stycznia 2021

UWIERZYĆ, BY WIEDZIEĆ

Od jutrzenki wieku sceptycyzmu filozofowie, uznający samych siebie za głosicieli prawdy dokumentnie obnażonej, uparcie walczą - w sposób mający nie pozostawiać wątpliwości co do ostatecznego celu prowadzenia tejże walki - o wyzwolenie umysłu, domagając się puszczenia z dymem zabobonnych pryncypiów. Jednak, na ich nieszczęście, czego dostrzec - jak się zdaje - nie chcą, przedmiot ich krytycznych badań umacnia się z każdym kolejnym słowem sprzeciwu wobec ludzkiej tępoty, która wkrada się i w ich rzekomo nieskazitelną metodę postrzegania rzeczywistości. 

Skądże jednak ten/te paradoks(y)?  

Z postępującej scjentyzacji, pragnącej(!) "w uczciwości swojej" i przez wzgląd na "bezpieczeństwo" poznania wyrugować zmysłowość, i odwołującej się tym samym do zmysłowości.
Z odwoływania się do zmysłowości i „grania” na wrażliwości będącej jej przejawem, w obronie scjentyzmu, który tak gorliwie opowiada się za zwalczaniem "nienaukowych bzdur".   
Z nawoływania do milczenia, jeśli konsekwencją otworzenia ust miałyby stać się przekonania zastępujące (przynajmniej tymczasowo) dowody uznane za niewystarczające, a następnie z udzielania odpowiedzi opartych na przekonaniach wynikających z tychże dowodów(!). 
Z ośmieszania („w służbie nauki”) stawianych hipotez i zasugerowanych możliwych wyjaśnień/rozwiązań za sprawą alegorii deprecjonujących znaczenie podejmowanego tematu (syndrom skrzydlatej wróżki-zębuszki znalezionej w kwiecie tulipana wciąż żywy).  

Zaufać sobie i jednocześnie nie zwątpić w świat - arcytrudna to sztuka. 

                                                                                               ***



środa, 20 stycznia 2021

SŁOWNIK BLOGOWY - CZYLI TERMINY, POJĘCIA I INNE "POTWORKI"



* Samsara - z sans. „kołowrót życia”, „krąg życia”; termin odpowiadający powtarzalnemu cyklowi narodzin i śmierci (tj. wielorazowej inkarnacji), obrazowany na mocy alegorycznego znaczenia figury węża pożerającego własny ogon (oznaczającego krążącą bez ustanku energię kundalini, „zakleszczoną” w sidłach czasu)                  

* retrogradacja - pozorny obrotowy ruch wsteczny planety, którego konsekwencją jest „wygaszony” zewnętrzny wpływ energetyki ciała niebieskiego, którego retrogradacja dotyczy; przejawia się pod postacią zmarginalizowanego lub odwleczonego w czasie znaczenia planety dla charakterologicznego całokształtu kosmogramu natalnego; retrogradacja dotyczy również węzłów księżycowych, choć akurat tutaj określa ona ich naturalny charakter, a nie - tak jak ma to miejsce w przypadku planet - odstępstwo odeń     

* synastria - zestawienie porównawcze dwóch lub więcej kosmogramów, ukazujące korelacje ciał niebieskich pod kątem ich [tychże planet] indywidualnych jakości oraz tworzonych przez nie wzajemnych aspektów, układów i figur planetarnych; synastrie dotyczą najczęściej relacji partnerskich, choć mogą odnosić się również do osób spokrewnionych, a także zarówno minionych, jak i nadchodzących wydarzeń

* grawitowanie karmiczne
- inaczej przyciąganie energetyczne, dotyczące relacji bezpośrednio personalnych, a także pokoleniowych, związane z posiadaniem zbieżnego inkarnacyjnego bagażu doświadczeń; wyjaśnia na głębszym poziomie tzw. prawo przyciągania, dochodząc przyczyn wspólnotowego orbitowania wokół idei, zamysłów, pragnień i celów

* maya/maghamaya - z sans. „iluzja”/”wielka iluzja”; termin orzekający o charakterze świata mikro i makro, wskazujący na niebezpieczeństwa płynące z identyfikacji istoty jestestwa z pakietem (wkomponowanym, zaimplementowanym i/lub samodzielnie skonstruowanym) wyobrażeń o świecie, co uniemożliwiać może świadomą kreację tegoż świata. Przesłanie rzeczonego pojęcia można zawrzeć w zdaniu: „świat nie jest tym, czym się wydaje”; co ciekawe, maya, jako zwerbalizowany konstrukt myślowy, będąc nierozpoznaną - a przez to więc niezrozumianą - sama w sobie także jest złudzeniem.                    

* domicyl - określenie pozycji planety przebywającej w znaku swego władztwa (czyli np. Saturna w Koziorożcu, Słońca w Lwie, Wenus w Byku, itd.; patrz: pramudita avashta)

* Atman - z sans. dusza człowiecza, jako subtelna, eteryczna emanacja Absolutu - jednakowoż wyjściowo uboższa, oddzielona od Źródła poprzez „wrzucenie jej w świat”; Jyotisha wyróżnia: Jevaatma (dusza nienasycona światem materialnym, „przyszpilona” do Prakrti) i Devaatma (dusza przebudzona, wyzbyta z przywiązań wobec rzeczy i zjawisk przemijalnych, zbliżająca się do Boga)              

* Brahman - z sans. Dusza Najwyższa, Absolut, którego poszukuje i do ponownego zjednoczenia z którym dąży Atman; z łac. Corpus Supremum, tj. „Ciało Najwyższe”, wszechobecne i wszechprzenikające           

* Rahu - z sans. „smocza głowa”; węzeł księżycowy północy  

* Ketu - z sans. „smoczy ogon”; węzeł księżycowy południowy

* kundalini - z sans. „energia życia”, „energia witalna”, przyrodzona każdemu człowiekowi na mocy prawa Absolutu, pnąca się wzdłuż kręgosłupa od czakry podstawy (Muladhara), przez czakrę splotu słonecznego (Schuschummna), aż do czakry korony (Ajna); jej najprymitywniejszym wyrazem jest energia seksualna, kanalizująca popędy w służbie instynktu przetrwania i zachowania gatunku      

* dominanta - wedle prawideł astrologicznego systemu ptolemejskiego i placydyjskiego (a także wedyjskiego) planeta, którą w analizie danego kosmogramu natalnego można wyróżnić jako wiodącą dzięki ocenie jej sumarycznej jakości. Tę sumaryczną jakość planety określa się na podstawie: punktu jej położenia w znaku zodiaku i domu astralnym, charakteru jej ruchu po ekliptyce oraz charakteru związków (układów i aspektów), jakie tworzy z innymi planetami. Dominant w takim kosmogramie może być kilka.                    

* kopa avashta/astagamtha - z sans. „spalona” planeta (tj. będąca w ścisłej koniunkcji ze Słońcem), której wpływ zewnętrzny został zmarginalizowany, przetransformowany lub zniszczony - efekt zależny jest od kombinacji ścierających się żywiołów. Nierzadko, jako fragmentaryczna blokada potencjału, bywa pośrednim powodem niepowodzeń w danej dziedzinie, rodząc napięcia i wzmagając frustrację (np. spopielona elekcyjna Wenus w domu V lub VII); może przyczynić się do przewartościowania sposobu życia, a w konsekwencji doprowadzić do diametralnej transformacji duchowej.                          

* vikala avashta - z sans. określenie jakościowej kondycji planety przebywającej na wygnaniu (a więc w znaku opozycyjnym względem swojego macierzystego sygnifikatora - np. Neptun natalnie rezydujący w Pannie); skutkuje ujarzmieniem energii danego ciała niebieskiego, a w konsekwencji jej skoncentrowaniem lub wyparciem; występuje tak w kosmogramach urodzeniowych, jak i horoskopowych zestawieniach periodycznych i efemerydalnych (patrz: Mahadasha i Antardasha)

* debilitacja - określenie jakościowej kondycji planety będącej w upadku, co w tym wypadku wskazuje jej pozycja w znaku niekompatybilnym względem niej wedle przypisanych im (planecie i znakowi) żywiołów (np. Mars w Raku); dotyczy zwłaszcza tzw. planet osobistych (personalnych)     

* pramudita avashta - z sans. planeta w egzaltacji, tj. przebywająca w znaku swego władztwa (patrz w: domicyl)        

* egzaltacja - określenie jakościowej kondycji planety, w tym wypadku znajdującej się w znaku albo swego władztwa (patrz: pramudita avashta), albo przynajmniej
w odpowiadającym jej pod względem przypisanych im (planecie i znakowi) żywiołów (np. Słońce w Strzelcu); dotyczy zwłaszcza tzw. planet osobistych (personalnych)     

* Atmakaraka - z sans. władca horoskopu natalnego (choć pojawia się również i zmienia w kolejnych szesnastu podstawowych dywizjach kosmogramu urodzeniowego opracowanego wg zodiaku syderycznego, tzw. kundali vargas); jako wiodący spośród ośmiu głównych indywidualnych sygnifikatorów planetarnych (tzw. węzłów duszy) określa charakter duszy inkarnującej, przybliżając jej cele i zadania do wykonania w bieżącym wcieleniu

* ashtava varga - z sans. kondycja indywidualnego potencjału jednostki, ukazująca się w zestawieniach synastrycznych kosmogramu natalnego i opartych na nim dywizji; ocena ogólna kosmogramu natalnego         

* Judha Grahas - z sans. „wojna planetarna”; dotyczy ścisłej koniunkcji antagonistycznych względem siebie planet; występuje w kosmogramach natalnych i horoskopach elekcyjnych              

* Śubhapati
- z sans. dyspozytor planetarny (tj. władca) znaku, w którym przebywa (natalnie bądź periodycznie) księżyc

* Lagna - z sans. ascendant  

* Arudha Lagna - z sans. znak przebywający w domu dziesiątym, którego wierzchołek wyznacza północny punkt osi Immum –> Medium Coeli (dotyczy kosmogramu urodzeniowego)     

* Paka Lagna - znak, w którym znajduje się dyspozytor planetarny (tj. władca) znaku figurującego jako ascendant (dotyczy kosmogramu urodzeniowego)   

* Paka Lagnesha
- dyspozytor planetarny (tj. władca) znaku, w którym przebywa władca znaku figurującego jako ascendant (dotyczy kosmogramu urodzeniowego)

* yuti - z sans. koniunkcja  

* karaka - z sans. sygnifikator (najczęściej jako planeta)

* drishti - z sans. „wnikliwy wgląd”; odnosi się do analitycznej precyzji badań nad kondycją planet w znakach (czym zazwyczaj z grubsza zajmuje się astrologia zachodnia), a także znaków w domach astralnych, co dla odmiany z właściwą sobie skrupulatnością roztrząsa Jyotisha (dopuszczając minimalne orbium (tj. różnicę kątową) 0,5 minuty kątowej)                                
* bhava - z sans. sektor/matryca/dom astralny; wyróżnia się ich dwanaście, tyle samo co znaków zodiakalnych   

* Śubhakartari - z sans. sytuacja, gdy w danym znaku zodiaku aktualnie rezyduje grupa planet ukazujących się w rzeczonym kosmogramie/horoskopie jako benefiki; i tutaj ważna uwaga: taką kumulacją może być Stellum, lecz Stellum wcale nie musi składać się z planet niosących pozytywne jakości                    

* Paphakartari - z sans. sytuacja, gdy dany znak zodiaku oblegany jest przez liczną grupę planet ukazujących się w rzeczonym kosmogramie/horoskopie jako malefiki; podobnie jak w przypadku Śubhakartari, takowe nagromadzenie ciał niebieskich może występować jako Stellum, jednak Stellum nie musi oznaczać wysoko liczebnej delegacji planet wyrażających negatywne jakości           

* Grahas - z sans. planety

* kundali varga - z sans. horoskop dywizyjny, będący wariacją (rozszerzeniem) znaczenia figuracji sygnatur zodiakalnych w domach astralnych w kosmogramie natalnym   

* dyrekcja
- planeta poruszająca się swym zwyczajnym ruchem prostym, periodycznie górująca w danym znaku zodiaku

* elekcja - planeta periodycznie wstępująca w dany znak zodiaku; może dotyczyć planety „królującej” (tj. wkraczającej do znaku swego władztwa), choć niekoniecznie      

* progresja - zjawisko chroniczne, wskazujące skoncentrowaną i postępującą jakość wpływu energetyki ciała niebieskiego, którego owe zjawisko dotyczy. Wpływ ten rozpatrywany jest jako bezpośrednio indywidualny w świetle natury horoskopu progresywnego badanej osoby, będąc ściśle związanym z dokładnym punktem położenia danej planety (patrz: symbole sabiańskie).              

* tranzyt - podobnie jak w przypadku progresji zjawisko chroniczne, z tą różnicą jednak, że dotyczące prawdopodobnych skutków ogólnych wynikających z tegoż zjawiska; odnosi się przede wszystkim do planet aspektujących (tzw. dyspozytorów), nie zaś aspektowanych (a więc podległych dyspozytorom).                 

* cykl planetarny - innymi słowy okres obiegowy planety po ekliptyce, zgodny z jej orbitalnym ruchem obiegowym wokół Słońca. 

* dyspozytor
planetarny - czyli władca danego znaku zodiaku (niekoniecznie jednak przebywający w tym konkretnym znaku), „mający w swojej pieczy” sąsiadujące planety, podległe mu z uwagi na swą niższą względem niego jakość - faktyczną (naturalną, tj. taką, jaką posiadają będąc akurat w swoim domicylu) lub kondycyjną (periodyczną, tj. taką, jaką posiadają przebywając w znaku względem siebie kompatybilnym lub niekompatybilnym (pod kątem patronującego im - planecie i znakowi - żywiołu)); patrz: derywacja              

* Stellum - jedna z figur planetarnych, tworzona przez minimum trzy planety przebywające blisko siebie (tj. będące w ścisłej bądź średniej koniunkcji wzajemnej) w jednym znaku zodiaku                         

* kendra bhava - z sans. domy (astralne) kardynalne (tj. I, IV, VII, X)   

* panaphara bhava - z sans. domy (astralne) stałe (tj. II, V, VIII, XI)

* apoklima bhava - z sans. domy (astralne) mieszane (tj. III, VI, IX, XII)

* derywacja
- czyli innymi słowy wymienność opozycyjna, tzn., że planeta znajduje się w znaku przeciwległym względem tego, którym włada (np. Merkury w Strzelcu, a Jowisz w Bliźniętach); może oznaczać jej egzaltację (patrz: pramudita avashta) lub wygnanie (patrz: vikala avashta); dotyczy również porównawczo transferowego położenia wierzchołków obu osi (tak Ascendant –> Descendant, jak Immum –> Medium Coeli), tłumacząc choćby dziedziczność cech psychofizycznych, a także konwergencję celów inkarnacyjnych na linii dziecko-rodzice (dla przykładu: znak słoneczny dziecka figuruje jako ascendant jego matki, a znak księżycowy jako znak słoneczny jego ojca)                                           

* rektyfikacja - domniemany - na podstawie dotychczas nabytej wiedzy, intuicji i skompilowanych szczątkowych danych osobowych - wygląd indywidualnego kosmogramu urodzeniowego (lub horoskopu elekcyjnego); sporządzany zazwyczaj w celu sprawdzenia korelacji synastrycznych w obrębie członków rodziny i osób najbliższych, prawdopodobnie powiązanych karmicznie; nierzadko zwiera derywacje transpersonalne              

* Ascendant
- punkt wschodu Słońca na ekliptyce w kosmogramie natalnym; także wierzchołek astralnego domu pierwszego (matrycy ego - domicylu Barana); ukazuje wiodące cechy fenotypiczne człowieka, którego dany kosmogram dotyczy - tak dziedziczone genetycznie, jak uwarunkowane prenatalnie i postnatalnie, tj. środowiskowo (budowa i kształt ciała, kolor oczu i włosów, defekty, skazy, itp.)    

* Descendant - przeciwległy Ascendantowi punkt zachodu Słońca na ekliptyce; wyznacza wierzchołek astralnego domu siódmego (matrycy partnerstwa, związków i relacji formalnych - domicylu Wagi)      

* benefiki i malefiki - czyli archetypowy i upraszczający dualizm , dzielący planety na dobroczynne i złowrogie: tradycyjnie do tych pierwszych zalicza się tzw. planety osobiste (tj. Wenus i Jowisza; wyjątkiem jest tu Mars, etykietowany jako malefik), do tych drugich zaś Saturna i wszystkie spośród transsaturników; co ciekawe, planetą neutralną pozostaje Merkury, nieprzypisywany do żadnej z obu kategorii. U wielu spośród miłośników astrologii (szczególnie tyczy się to laików) panuje błędne przekonanie (powodowane wytłumaczalną psychologicznie reakcyjną życzeniowością), jakoby natura zarówno beneficzna, jak i maleficzna, kategorycznie dana była poszczególnym planetom, bez względu na ich kondycyjną jakość objawiającą się na płaszczyźnie indywidualnego kosmogramu. Nie jest to prawdą. Planetę można opatrzyć mianem benefika (lub malefika) na podstawie całokształtu jej charakteru, a ten możliwy jest do nakreślenia dzięki takim zmiennym, jak kondycja jakościowa tegoż ciała niebieskiego (determinowana jego położeniem w danym znaku i domu) oraz aspekty i układy, jakie tworzy wraz z innymi planetami.                  


* transsaturniki
- wszystkie planety znajdujące się dalej od Saturna, a więc Uran i Neptun, a także (karłowaty) Pluton; reprezentują wyższe oktawy (a więc i opozycje) archetypowych cech kardynalnych Ojca Czasu: rewolucyjność burząca skostniałe struktury (Uran), wyrwany z przytłaczającego uziemienia personalny idealizm (Neptun) oraz zdecydowaną aktywność w miejsce stagnacji (Pluton); z uwagi na liczoną wedle ziemskiej rachuby czasu długość okresów obiegowych wokół Słońca zwane również „planetami transpersonalnymi” (pokoleniowymi); w niektórych szkołach astrologii (także wschodnich, m.in. Lahiri) określane mianem „ambasadorów galaktyki”         

* koniunkcja - aspekt dotyczący dwóch (lub więcej, w przypadku Stellum) planet; wyróżnia się koniunkcje ścisłe (od 0 do 5 stopni kątowych różnicy) i średnie (maks. do 10 stopni kątowych); niekiedy związku między planetami wyrażonego dziesięciostopniową różnicą kątową nie uznaje się za koniunkcję, orzekając, że odległość ta jest jak na nią zbyt duża; patrz: yuti       

* nakshatra (nakszatra) - z sans. „dzierżący władzę”; w astrologii wedyjskiej (patrz: Jyotisha) rezydencja księżycowa, określająca dokładny sektor położenia naturalnego ziemskiego satelity w indywidualnym kosmogramie natalnym, choć rozpatruje się także położenie planet w nakszatrach ; tradycyjnie uwzględniana w zodiaku syderycznym (gwiazdowym, patrz: Ayanamsa), zdecydowanie rzadziej stosowana w oparciu o zodiak radix (tropikalny) - najprawdopodobniej z uwagi na rozbieżności precesyjne.
Klasycznie wyróżnia się dwadzieścia siedem nakszatr, z dodatkową dwudziestą ósmą (Abhijit, z sans. „zwycięska”, „niepokonana”; oznacza gwiazdę Vega (Alfa Lyrae)), przez którą ciała niebieskie przechodzą w latach przestępnych.

* tattvas - z sans. żywioły, inaczej jakości, przypisane zarówno planetom, jak i znakom zodiaku; astrologia zachodnia (zgodnie z systemami ptolemejskim i placydyjskim) podaje naturalnie występujące we wszechświecie fizycznym cztery podstawowe żywioły, stosując ich różnicowanie podług dwóch grup, z których każda zawiera po dwie wzajemnie uzupełniające się jakości: męskich (apollińskich, fallicznych; yin) oraz żeńskich (dionizyjskich, jonicznych; yang) - do pierwszej zaliczają się ogień (agni/tejas) i powietrze (vaju), w skład drugiej z kolei wchodzą ziemia (prithvi) oraz woda (apas).
Jyotisha, traktując tattvy jako wypadkową (ewolut) Prakrti (patrz: Prakrti), wyróżnia dodatkowy piąty żywioł - eter (akasha), spajający tę oto różnoraką czterodzielną podstawę wszelkiego materialnego istnienia.                           

* Dasha Gochara - z sans. predykcje potencjalne, wynikające z periodycznych ruchów planet po okręgu ekliptycznym         

* guny
- z sans. oznacza „cechy” lub „więzi”, w praktyce określające jakościowy charakter poznania determinowany nie tyle udziałem, ile przygotowaniem i nastawieniem emocjonalnym, mentalnym i psychicznym podmiotu. O ile filarami rozczłonkowanego europejskiego empiryzmu są kolejno epistemologia, aksjologia i ontologia (z których jedynie ta ostatnia może - jak zwykło się sądzić - rościć sobie prawo do debat o predestynacji i transcendencji), o tyle filozofia Wschodu, rzecz jasna dostrzegając i akceptując rozdzielność wszelkich objawiających się zmysłom rzeczy, nie aprobuje jednakże kategorycznej elementarnej separacji przedmiotu postrzegania od postrzegającego go podmiotu, wskazując, że to, co słyszymy, widzimy, dotykamy, smakujemy i wąchamy, jest takim, jakim to coś słyszymy, widzimy, dotykamy, smakujemy i wąchamy, słowem - naszym wyobrażeniem, a nie tym, czym jest według swej istoty. Dlatego właśnie guny mają charakter efemeryczny, konwergentny i fluktuacyjny, stanowiąc - obok tattvas - manifestację podzielonych cząstek absolutnej świadomości, wciąż na nowo rozkwitającej i umierającej pod niezliczonymi postaciami.           
Wyróżnia się trzy guny: rajas (zmysłowość, głód, pożądliwość, zachłanność), tamas (ignorancja, niewiedza, roszczeniowa kontestacja, negacja) i sattva (zrozumienie, współczucie, łaska i miłosierdzie). Błędem, wynikającym z niedoszacowania (lub - również wspartego przeświadczeniem - przeszacowania), jest aprioryczne (tj. jedynie na podstawie wglądu w archetypy, niesprzyjającego rzetelnej ocenie indywidualnej jakości i potencjału danego znaku) przyporządkowywanie gun sygnaturom zodiakalnym, gdyż tak naprawdę każdy ze znaków zawiera w sobie cechy typowe dla każdej z nich - a o tym, które z nich okażą się dominujące, a które uśpione (recesywne), świadczy kondycja tak danego znaku, jak obsadzających go obiektów.


sobota, 9 stycznia 2021

RAHU & KETU - CZYLI OPOWIEŚĆ O SMOKU, CO ZJADA WŁASNY OGON


W
e współczesnym świecie, stojącym pod znakiem straceńczej pogoni za sprawami doczesnymi, baśniowość została wepchnięta w najczarniejszy i najbardziej zatęchły kąt naszych umysłów. Wyobraźnię, niegdyś wielce poważaną, uznano za nieprzydatny w codziennym życiu przejrzały rekwizyt, grat, zaświadczający jedynie o intelektualnej niedojrzałości zajmujących się nią głupców. Jednak ociekającą swojską przaśnością legendę o Szewczyku Dratewce wszyscy doskonale znamy. Być może kilkoro, góra kilkanaścioro z nas rozczochra sobie fryzury w przypływie introspekcyjnych dociekań, próbując przypomnieć sobie wieczorne bajania swoich rodzicielek. Śmiało jednak strzelić możemy, że chociaż sam marny los smoczydła-pasibrzucha kojarzy bez mała każdy. A pokrótce było to tak: cwany człek, na co dzień prowadzący kram z obuwiem, obmyślił niezawodny fortel, i wykończył ziejącego ogniem gagatka jego własnym obżarstwem. Budzący powszechny postrach jaszczur dokonał żywota, nie mogąc zaspokoić dręczącego go pragnienia. 

Ale czy osuszenie co cna koryta rzeki, tak, że nie ostała się ni kropla wody, było dlań koniecznością? Czy nie istniało żadne inne rozwiązanie palącego (dosłownie) go problemu? 

Na te pytania, w kontekście rzecz jasna znacznie poważniejszym, nie porzucając ciekawości właściwej kilkuletnim szkrabom, odpowiemy sobie poniżej.                 

                                           
                                                                                           O CÓŻ TYLE KRZYKU OGNIA?

Przywleczona tu opowiastka, choć docelowo przeznaczona dla chłonnych dziecięcych umysłów, znalazła swoje alegoryczne odzwierciedlenie w podaniach o charakterze religijnym, płynących ze wszystkich czterech stron świata. Smok (lub wąż), przedstawiany jest w różnych kulturach i pod wieloma postaciami; jedne go wywyższają, inne z kolei potępiają, choć tych drugich jest zdecydowana mnogość. I tak, zarówno Aztekowie, jak i Toltekowie, bili pokłony Quetzalcoatlowi (przez Majów bóstwo to zwane było Kukulkanem), co w języku nahuatl oznacza „Pierzasty Wąż” - Dawcę życia i Pana Wszelkiego Stworzenia, siewcę Drzewa Życia, pnącego się przez kolejne poziomy widzialnego i niewidzialnego Wszechświata, którego korzenie sięgają głębokich Podziemi (w kabale żydowskiej interior ten nosił nazwę Agartha, co choćby w ujęciu Dantowskim - „Boska komedia” - stanowi żywą metaforę nierozświetlonego jasnością świadomości ludzkiego wnętrza, dotychczas rządzonego instynktami i popędami). W interpretacji mitologii jukatańskiej uskrzydlony wąż, pierwotnie związany z ziemią, która go zrodziła, symbolizuje niższą jaźń (pożądliwość i zachłanność) wyniesioną „ku Niebu”, tj. świadomie wykorzystaną w procesie ewolucji duchowej.
   
Podobnie jak autochtoniczne ludy Mezoameryki, smoka (węża) darzyli estymą także Chińczycy. Okres świetności kultu czworonożnego jaszczura (tradycyjnie pokrytego upierzeniem, obejmującym także skrzydła, jeśli takowe akurat posiadał), czczonego jako zmiennokształtne wcielenie płodności, urodzaju, szczęśliwości i odkupienia, przypadał pod panowaniem władców z dynastii Qing (trwającej od końca pierwszej połowy XVII wieku, aż do drugiej dekady XX stulecia). Po dziś dzień smok, tak jak i lew, uważany jest przez mieszkańców Państwa Środka za zwierzę święte i traktowany jako symbol minionej władzy cesarskiej. 
   
Starodawne skandynawskie klechdy analogicznie opiewają Jormunganda, gigantycznego węża opasającego Midgard (Śródziemie), toczącego walkę z gromowładnym Thorem (Zeus/Jupiter), synem Boga-Ojca, Odyna. Z kolei jego egipski odpowiednik, Apophis (Apop), ukazywany jest jako utożsamiany z nieprzeniknioną ciemnością nocy „pożeracz Słońca”, którego ostrzem swego kostura dźga Seth, woźnica barki Horusa prującej taflę Nilu. Na łamach biblijnej Księgi Rodzaju wąż oplata pień Drzewa Życia, kusząc Ewę soczystością dorodnego jabłka i obiecując równość człowieczej istoty wobec Boga; tutaj również gad ów przedstawiany jest jako „syn ziemi”, personifikacja przemożnych pragnień człowieka, znajdujących ujście w bezrefleksyjnym rozsmakowywaniu się w przemijających odnogach świata zmysłowego („[…] na brzuchu będziesz się czołgał i jadł proch po wszystkie dni twego żywota”). W nowotestamentowej Apokalipsie to Lucyfer, jako upadły anioł, „król tego świata”, przyobleka się w cielesną szatę pokrytą rogową łuską, i staje przed ciężarną Matką Zbawiciela, „by, skoro tylko porodzi, pożreć jej dziecko”. W Ewangelii według św. Jana czytamy: „Jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak i Syn Człowieczy musi być wywyższony”. Słowa te przypisane są Jezusowi, przekazującemu swym uczniom niebiańskie poselstwo o kompleksowej transformacji ludzkiego jestestwa, prowadzącej z powrotem do Źródła, z którego zostało ono wywiedzione.


To przede wszystkim wybiórcza lektura ustępów z Pisma Świętego (tu: Wulgaty, tj. łacińskiego przekładu oryginału Biblii) wyryła w wyobraźni nowożytnych Europejczyków wizerunek smoka jako diabła, głównego antagonisty wiekopomnego Dzieła Stworzenia, obłudnego podjudzacza sprowadzającego człowieka na manowce i wroga chrześcijańskiej eklezji, z którym toczyli boje średniowieczni rycerze, na czele z najsłynniejszym z nich, św. Jerzym, który wedle wynoszącego go pod niebiosa mitu skrócił o głowę zagradzającą mu drogę gadzinę nieopodal miasta Sylene (Sylen to inaczej Satyr, faun, kopytnonogi flecista grający pierwsze skrzypce w orszaku Dionizosa). Ze smokiem ścierali się również Jazon (wyprawiający się po Złote Runo), Perseusz, Apollo i Herakles (w ramach jedenastego w kolejności zadania mający wykraść owoc z jabłoni rosnącej w Ogrodzie nadobnych Hesperyd (Wenusjanek), na straży którego stał straszliwy Ladon).                                                                     
Hinduizm wspomina o wężokształtnych istotach boskich (sans. naga; swoją drogą, czyż po raz kolejny nie wydaje się to być czymś więcej niż zwykłym zbiegiem okoliczności, iż termin ten momentalnie budzi skojarzenie ze zdaniem „[…] a wówczas otworzyły im się oczy, i poznali, że są nadzy”?), zamieszkujących świat podziemny, „dokąd słońce nie dociera”, strzegących dostępu do buddyjskich term lub śutr (w wolnym tłum. z sans. „święte nauki”, pojawiające się w Upaniszadach z okresu Atharwawedy i Jadżurwedy). Nagowie mieli za zadanie czuwać nad Dharmą (powszechnym prawem przemijalności świata materialnego), sprawując nadzór nad kołowrotem narodzin i śmierci - stąd tytułowa figura węża, co krztusi się własnym ogonem; motyw ten spotkać można również w mitologii germańskiej, jak i starogreckiej (Uroboros); przedstawiany jest on także jako symbol nieskończoności („Jam jest Alfa i Omega”). W kulturze indyjskiej występuje także ich poskramiacz, Garuda, przedstawiany jako złotopióry ptak drapieżny (najczęściej orzeł), ściskający w szponach węża (wyraźnie nawiązuje doń tak „przebudzony” Horus, jak i kaduceusz Hermesa). 


SMOK W JYOTISHY
 

Astrologia zachodnia, mimo iż za sprawą Ptolemeusza nieznacznie nasiąknięta starożytnymi naukami Wed (sans. Nirajana), w dalszym ciągu przywiązuje nieszczególną uwagę do węzłów księżycowych (karmicznych). Drzewiej nazywane one były z łaciny Caput i Cauda Draconis („głowa” i „ciało demona”), zaś w Indiach do dnia dzisiejszego noszą miano Rahu i Ketu (sans. odpowiednio „głowa” i „ogon smoka”). Chociaż Zachód, co prawda ociężale, ale bądź co bądź otwiera się na wielowiekowy dorobek kulturowy leżący daleko poza granicami Uralu, jak dotąd wciąż nie zgłębił tajemnicy reinkarnacji, klecąc własną teorię na temat tzw. prawa karmy, opartą o interpretację kodeksu Hammurabiego. Z tym błędnym przekonaniem niniejszym postaramy się rozprawić. Ale najpierw szczypta nudnawej terminologii astronomicznej i astrologicznej.

Oba węzły, tj. północy, wstępujący (Rahu) i południowy, zstępujący (Ketu), w przeciwieństwie do ciał niebieskich nie są obiektami fizycznymi, lecz punktami przecięcia między orbitą Księżyca a płaszczyzną ekliptyki. Jak do tego przecięcia dochodzi?
W momencie, gdy Księżyc znajduje się w pobliżu węzła swej orbity i równocześnie w fazie bliskiej nowiu (sans. tithi amavasya) lub pełni (sans. tithi purnima), usytuowany jest on wówczas niemal dokładnie w jednej linii wraz ze Słońcem i Ziemią (sans. grahas trikona), wskutek czego dochodzi do zaćmienia Słońca lub zaćmienia Księżyca właśnie. Pełny okres między dwoma kolejnymi przejściami Księżyca przez ten sam węzeł nazywany jest „miesiącem smoczym” („drakonicznym”), wynoszącym nieco ponad 27 dni. Owa niewidzialna „sprzączka”, łącząca oba węzły, nosi nazwę linii węzłów księżycowych.
W wyniku oddziaływań perturbacyjnych linia węzłów księżycowych wykonuje powolny obrót wsteczny w przestrzeni ekliptycznej, trwający wedle ziemskiej rachuby czasu 18,6 lat (i tyleż lat właśnie - wedle prawideł Mahadashy - trwa okres Rahu w ciągu jednego ludzkiego żywota; dla porównania, okres Ketu wynosi lat 7).

Poniżej grafika obrazująca kosmometrię węzłów księżycowych:


Często popełnianym błędem jest utożsamianie węzłów księżycowych z pionową względem ekliptyki osią Immum -> Medium Coeli. Pojawia się zwłaszcza w przypadkach analizy kosmogramów, na tarczach których wierzchołki tejże osi stykają się z Rahu i Ketu. I chociaż cele inkarnacyjne mogą być zbieżne z drogą manifestacji duszy w konkretnych sektorach świata fizycznego, istnieją między nimi zasadnicze różnice. Przypatrzmy się im bliżej.

Immum Coeli (celujące czubkiem w dom czwarty, tj. domicyl Raka) pokazuje nam nasze korzenie (rodowód, pochodzenie, współzależności i uwarunkowania genetyczne i socjokulturowe), a Medium Coeli z kolei wskazuje dziedzinę, której wrota dopiero otwierają się przed nami otworem (wyznaczając wierzchołek domu dziesiątego, tj. domicyl Koziorożca - perspektywy zawodowe, samorealizacja). Oba krańce osi mówią o usytuowaniu w świecie materialnym, o pozycji w nim, pełnionej roli i zadaniach, a także więziach rodzinnych i nieodwołalnej konieczności „wyfrunięcia z gniazda”. Ketu i Rahu natomiast odnoszą się wprost do planu rozwoju duszy i świadczą odpowiednio o tym, czego dana dusza już dokonała oraz o tym, czego jeszcze winna się nauczyć (bo być może z jakichś względów nie uczyniła tego wcześniej). Ketu, jako przeciwwaga dla Rahu, koncentruje uwagę na sprawach danej duszy znanych; wnosi już spełnione pragnienia i fantazje z poprzedniego życia do materialnej formy (ciała) w bieżącym życiu. Zgodnie z wolą zawiadującego może pełnić rolę nieocenionej i niezwykle pomocnej skarbnicy wiedzy, ale potrafi też przygwoździć, unieruchomić i zagrodzić drogę do duchowej przemiany, pozostawiając go w przestrzeni złudnego komfortu. Rahu z kolei, celując w sektor przeznaczony eksploracji niezapoznanego, częstokroć przydaje mocy zaślepienia, gdy człowiek odważy się już przystąpić do zapamiętałego pochłaniania kuszących nowości. „Smoczy ogon” jest zatem doradcą, a „głowa” przewodnikiem. Ponieważ bezwzględny determinizm nie ma praktycznego prawa bytu i jako taki nie wychodzi poza ramy idei wyzutych z pierwiastka samoodpowiedzialności, człowiek może zaprzeć się swych zdolności, predyspozycji, przysposobionych sobie indywidualnych jakości twórczych. Wówczas to, co powinno i mogło (i wciąż może) się wydarzyć, nie zostaje zaprzepaszczone, lecz zapomniane, pogrzebane pod stertą wciąż gromadzonych gratów. I będzie leżało tam dopóty, dopóki dusza się nie przebudzi - a więc dopóki człowiek nie dojrzeje do odpowiedzialności, koniecznej, by dźwigać brzemię swego przeznaczenia, którego on sam jest panem. Karma nie jest bowiem zasadą opierającą się na odwecie - a przynajmniej nie w pospolitym tego słowa znaczeniu. Bo choć niewątpliwie ziarno, które zasiejemy, wyda plony wedle swego gatunku, to możność ich skosztowania nie jest ani nagrodą, ani karą, lecz przyczynkiem do nauki na subtelnym polu doświadczeń duchowych. Buddyzm uczy, że naturalną i nieodwołalną konsekwencją samouświadomienia jest „stan wolności pozostający poza dobrem i złem. […] moralność przestaje mieć wówczas wartość transcendentalną, gdy uczynki moralne uważane są za przeszkodę na drodze do ostatecznej szczęśliwości, gdyż nieuniknienie powodują i podtrzymują ciąg egzystencji. Wskazane jest pozbycie się [akceptacja i oddalenie niepowodowane instynktownym pragnieniem wyparcia, przyp. red.] zarówno zasług, jak i winy. […] cokolwiek uczyniła (i uczyni) jednostka przebudzona do życia , czyni to już bez przywiązania [względem przedmiotu swego czynu, przyp. red.].”                                                                    
 

             SPECYFIKA WĘZŁÓW, CZYLI BÓLE WZROSTOWE      

Okres Ketu, następujący jako drugi (zaraz po siedmioletnim okresie Merkurego) w kolejności personalnego makrocyklu Mahadashy, określa czas poświęcony wypracowywaniu i krzewieniu nawyków, wykorzystywaniu przyrodzonych talentów i wyrażaniu siebie. Inauguracja tegoż przedziału w czasie przypada na moment rozpoczęcia edukacji wczesnoszkolnej, kiedy to wyniesione z domu przekonania stają w szranki z przekonaniami podobnych wiekiem danemu dziecku gzubków. Młody człowiek uczy się przebywania w grupach złożonych z rówieśników i osób zbliżonych metryką, zaznajamiając się z zasadami w nich panującymi; poznaje smak rywalizacji (słodki, gdy triumfuje, a cierpki, gdy ponosi porażkę), oraz dowiaduje się, że to rezultaty powtarzającego się raz po raz ścierania się ustalają hierarchię, decydując o tym, kto będzie poważany i darzony respektem, a kto pozostawiony na szarym końcu i oddelegowany do polerowania trampek wiodącym prym szczylowatym gierojom. Z czasem odkrywa także, że to nie tylko siła fizyczna daje posłuch, lecz także - a może przede wszystkim - oscylacja wokół wspólnych zainteresowań (pożądanych, gdyż użytecznych, lecz nie rozumianych). I tutaj na scenę wkracza Rahu, reprezentujące transgresyjny charakter duszy, łamiącej znane sobie konwencje i przekraczającej tabu. Domaga się ona uwolnienia z rzeczywistości „matriksowej”, zbudowanej wedle większościowo promowanych koncepcji kulturowych. Rahu reprezentuje wszystko, co kultura macierzysta, w której wzrasta inkarnująca dusza, uważa za „tabu”. Wówczas to dorastające dziecko staje przed wyborem, który zdolny jest zdeterminować jego przyszłe życie na długie lata: pozostać wiernym sobie wbrew rozchodzącej się jak kręgi na wodzie infamii czy w obawie przed ostracyzmem porzucić siebie na rzecz jednogłośnie kraczącego kolektywu?

Oto jest kluczowy dylemat, z jakim się ono zmaga.
   
Jeśli odmówi, czy w imię wierności samemu sobie gotowe będzie znosić wykluczenie
i szykany? A jeśli przystanie do zgrai szajbusów i podporządkuje się środowiskowym trendom, to czy smak owoców tej decyzji nie pokaleczy mu języka drażniącą kwasotą?
   
Uraz społeczny, o którym tu mowa, ma znaczenie o wiele większe w odniesieniu do związków formalnych i innych filarów wspólnoty społecznej, w tym rodziny i najbliższego otoczenia splecionego więzami krwi - mniej zaś, jeśli chodzi o zawierane przyjaźnie czy stowarzyszenia zawodowe. Trauma społeczna jest najsilniej odczuwana tam, gdzie inni, traktowani jako najbliżsi, stawiają zaciekły opór postępującej indywidualizacji - kompleksowym przemianom fizycznym, emocjonalnym, psychicznym i duchowym.

Nierzadko bywa tak, że separacja dorastającej jednostki od zbiorowości kiełkuje równolegle wraz z potrzebą bycia zauważonym. Problem ów dotyka również rodziców, dla których ich dziecko stanowi przedłużenie niespełnionych nadziei i ambicji. Intensyfikacja procesu periodycznej alienacji przypada na okres dojrzewania, i wzmaga się aż do osiągnięcia statusu samowystarczalności. Po przekroczeniu tego etapu najczęściej pojawia się kolejno wyważona pogarda, później zaś na wpół milcząca obojętność; zdecydowanie rzadziej (a już tym bardziej w wieku nieopierzonego podlotka) występuje pełne zrozumienie i przebaczenie (także samemu sobie) poprzedzające współczucie z racji nieuświadomionej nieudolności (tak u protegowanego, jak i u jego zwierzchników).

Powstanie tegoż procesu jest pośrednim wynikiem starań obojga rodziców, będących efektem wypracowanego przez nich kompromisu w zakresie stosowania metod wychowawczych. Zaczyna on rozkwitać w momencie zauważenia niekonsekwencji ich postępowania, przejawiającej się w wymaganiu samodzielności przy jednoczesnym nieustającym i niesłabnącym nadzorze nieznoszącym braku podporządkowania się. Widząc, że jedno wyklucza drugie, dziecko czuje się jak w potrzasku. By się zeń wydostać, wybiera ucieczkę w sprzeciw wobec oczekiwań protektorów, pociągający za sobą totalną negację przeświadczenia o ich dobrych intencjach, w które oni sami wierzą. Chce dowieść, że potrafi samo o siebie zadbać, lecz pragnie uczynić to na własnych zasadach, wyrwane spod kontroli i presji najbliższych. Początkowo zakres działań potomka jest niewielki, z czasem rozrasta się i poszerza. Zdarza się, że wpada on w pułapkę decyzyjnej opieszałości, jeśli zawczasu przyzwyczaił się do funkcjonowania wolnego od słabnących wraz z upływem lat oczekiwań; pozostały niewypowiedziane, zamiecione pod dywan nadziei na „lepsze jutro” dla mego dziecka („lepsze niż moje, to już minione, które kosztowało mnie tyle wysiłku, o którym pamiętam i którego chciałbym memu dziecku oszczędzić, choćbym miał brodzić po kolana w fekaliach”).
W końcu dziecko dochodzi do ściany. I albo ją rozbije i umorusa sobie dłonie swoją własną krwią, albo wróci do punktu wyjścia, gdzie własnoręcznie wyrwie sobie serce, ale nie będzie tam nikogo, kto gotów byłby zrozumieć istotę tej ofiary. Powoli odkrywa prawdziwego siebie, poznając świat wedle własnoręcznie wykonanych, a nie zapożyczonych cudzych narzędzi. Bycie „kimś” już go nie interesuje, bo wie, że to tylko atrapa, ciepły płaszcz na zziębnięte ramiona rodziców, którego miękka podszewka jest niby spełnienie obietnicy, której niegdyś, w czasach, gdy łączyło ich zgodne co do obranego celu uczucie, poprzysięgli sobie dochować. Wie, że to ich życie, a nie jego. Jest świadom, że to, co runęło w gruzach, musiało umrzeć i zostać pogrzebane. Rozumie, że zaprzepaszczonych szans jest winien tylko on sam. W porzuceniu ograniczeń, jakie nałożyła nań uparcie pielęgnowana rodzicielska mistyfikacja, upatruje zarówno źródła mściwej satysfakcji, jak i wyzwolenia („a skoro ja zaznam spokoju, niech i oni go zaznają, choćby i przedtem mieli cierpieć, tak jak ja cierpiałem”).     

Tak formułowane końcowe wnioski wieńczące duchową przemianę są jednak w praktyce stosunkowo rzadko spotykane. Dla większości ludzi jest czymś niesłychanie przerażającym, gdy zostają porwani przez początkowo niekontrolowany prąd pożądania, ponieważ podnieceniu towarzyszy przybierający na sile strach przed odrzuceniem i śmiercią. Jeśli w kosmogramie natalnym Rahu skojarzony jest z planetą pełniącą funkcję malefika (sans. graha kartari), na powierzchnię świadomości danej osoby sytuacyjnie przebijają się wspomnienia pierwotnie zagnieżdżone w najgłębszych czeluściach podświadomości, mówiące o niepomyślnych skutkach łamania kulturowego tabu w równoległych/poprzednich żywotach, silnie korespondujących z biologicznie uwarunkowanym instynktem przetrwania.                                                                                           
                                                                                   

                                                                                                                     ***    


Socjologii i psychologii doskonale znany jest syndrom „wieku średniego”. Zbiega się on z przekwitaniem, i stanowi etap przejściowy między wyrywną młodością i stateczną starością; to przechodzenie w stan spoczynku. Przyjęło się sądzić, jakoby każdego człowieka okres ten boleśnie dotykał, odciskając na nim niezatarte piętno. Mało kto jednak zadaje sobie pytanie, dlaczego pewne cechy, które z uwagi na ich dotychczasowe bycie w stanie uśpienia uznawało się za recesywne, ujawniły się dopiero o zmierzchu tzw. wieku produkcyjnego?
To, co zaczęło właśnie pomrukiwać, domagając się wyjścia na powierzchnię świadomości, to cały monstrualny zbiór spraw przez lata zaniedbywanych, opluwanych, wyrzucanych jak niechciani lokatorzy z przeznaczonego na wynajem mieszkania. Pragnienia, o których mowa, były często dość gwałtownie tłumione w równoległych/minionych żywotach (jak i w bieżącej inkarnacji) - być może dlatego, że manifestowanie ich w poprzedniej egzystencji było niemożliwe, uznane za niewłaściwe lub niebezpieczne. W obecnym życiu, kiedy Rahu staje się silny, pragnienie odradza się nader przemożne, „wyskakując” z pełną mocą przydaną mu długotrwałym tłumieniem.

Oddziaływanie Ketu w wieku dorosłym uwidacznia cechy pozorowanej oziębłości i apatii, udawanej neutralności i braku zainteresowania samodzielnymi, aktywnymi zmianami, współgrając zarówno z zimnokrwistym Saturnem (wyuczone wyrachowanie, zastój, mentalna skostniałość), a także będąc pod pewnymi względami podobne do dyrekcyjnej jakości szczerzącego się doń lisio Marsa (nie przejmowanie się konsekwencjami samolubnych lub nieprzemyślanych i gwałtownych działań).
   
Podczas gdy Rahu jest pełen pasji i pragnienia osiągania celów skumulowanych
w dyspozycyjnym pakiecie inkarnacyjnym, Ketu pielęgnuje przyzwyczajenia, hołdując uprzednio skanalizowanym pożądaniom. Ta opozycyjna przeciwwaga jest pełna napięć, implikujących krwawe utarczki w postaci rozbudowanych dialogów wewnętrznych.                    

Rahu uwalnia długo tłumione pragnienia z równoległych żyć; to podniecenie związane
z pragnieniem - zwykle pożądaniem czegoś, co jawi się jako nowe, zakazane, bezprecedensowe lub zdolne jest rzucić wyzwanie utrwalonej przez pokolenia tradycji. Po uwolnieniu i zamanifestowaniu pragnienia niesionego przez Rahu podniecenie zanika, a zgromadzone doświadczenia umieszczane są w przepastnym archiwum  pamięci inkarnacyjne - czyli Ketu. Sprzyja to kiełkowaniu postawy wyrażanej słowami „zadanie wykonane”, która często bywa maską dla wyczerpania i frustracji lub implikacją przeświadczenia o „ostatecznym wykonaniu powierzonych zadań”.  

W okresie Rahu ludzie, w przypływach autorefleksji, często zadają sobie pytanie „co mnie uderzyło?” Ich cele życiowe i uczucia raptownie zmieniają się za sprawą siły podobnej do dmącego huraganu. Pojawia się (nie tak znowuż) nowy, intensywny głód doświadczenia nieznanego. Czują się wtenczas gotowymi poświęcić wszelką dotychczasową stabilność życiową, aby tylko zrealizować to pragnienie. Mogą jednak wpaść w pułapkę trawiącej ich żądzy; raz osiągnięty obiekt pożądania z biegiem czasu staje się odrażający, obmierzły, ohydny, a nasycona przeświadczeniem o fakcie posiadania fascynacja przemija, ustępując miejsca goryczy. I w ten oto sposób umysł wikła się w nieunikniony i powtarzający się wciąż cykl odpychania i przyciągania (sans. akarshana-vikarshana) czyniąc z przedmiotów zmysłowej chuci swoistą „zabawkę jo-jo”. Zrazu wszystko staje się jakby dramatyczne, ekstremalne, niby kolejka górska na sinusoidalnym szynowym torze naprzemiennego pożądania i wstrętu. „Smocza głowa” tworzy obsesyjno-kompulsywne zachowania i pasje, które pod wpływem zaangażowania przeistaczają się w obsesje.                

Rahu jest odpowiedzialny także za nagłe, impulsywne małżeństwa. W związkach Rahu może funkcjonować jako „zły bliźniak” Wenus - powodując, że mylimy hormonalną pasję z trwałą, ugruntowaną, opartą na solidnych podstawach miłością. W romansie, pod wpływem Rahu, ktoś może mieć obsesję na punkcie osoby, idei, substancji lub wzorca, o którym wie, że jest dlań nieodpowiedni. Obsesja jest jednak tak potężna, że niechybnie ​​prowadzi do uzależnienia. Można czuć się przymuszonym do poślubienia obiektu pożądania (nawet jeśli dana osoba wie, że jej związek jest wysoce niestabilny i nie wykazuje zgodnych z biologiczną podstawą rokowań na przyszłość) - choćby tylko po to, aby go kontrolować, lub próbować odnaleźć w tej relacji szansę na zapanowanie nad obsesją, poczuciem winy lub zżerającym od środka żalem. Jeśli w danym kosmogramie natalnym Rahu znajduje się w znaku słonecznym, to w okresie swojego panowania w cyklu Mahadashy (sans. bhukti antardasha) jego właściwości „podpalają” (nie mylić ze „spaleniem”, sans. kopa avashta/astagamtha) cechy znaku słonecznego (sans. Rashi) w Navamshy (horoskopowej dywizji partnerskiej). Dla przykładu, jeśli „Głowa smoka” przebywa w znaku Lwa, wówczas okres Rahu „obudzi” właśnie dom Lwa (sektor piąty) w Navamshy (niezaspokojony popęd seksualny, wielodzietność, potężny wybuch potencjału twórczego, ale też i zaborczość, sadystyczna protekcjonalność).

Bhukti Rahu
zawsze zakłóca jakiś aspekt życia. Jednakże, jeśli Rahu jest w koniunkcji
z dobroczynnie działającą planetą osobistą (np. Merkurym w domicylu, tj. w matrycy szóstej), może dla odmiany wzmocnić działanie energetyki tegoż ciała niebieskiego. Rahu często bowiem sprawia poważne kłopoty w jednej dziedzinie życia, jednocześnie wręczając właścicielowi kosmogramu klucze do drzwi innej, w której może się doskonalić, wykorzystując zdobyte już doświadczenie.

Taka jest cena, jaką płaci się za poszerzanie świadomości.   


                                                                                                                   ***

Węzły księżycowe oferują kompleksową naukę życia poprzez osobiste doświadczenie, gdzie dociekliwość chłonnego umysłu, nie ustępując ani tym bardziej nie wygrażając pięścią wierze, kroczy wraz z nią ręka w rękę na drodze ku poznaniu świata - tak wewnętrznego, jak i zewnętrznego. To praca na całe ziemskie (i nie tylko) życie. Bowiem w podróżnym plecaku upychamy kolejne skalpy jedynie po to, by odczuć ich ciężar, a następnie bez żalu i z wdzięcznością je porzucić. W tym właśnie tkwi tajemnica miłości, której z taką gorliwością poszukujemy - czystej, bezosobowej i wiecznej.         



TRAFIŁEŚ TU - I CO DALEJ?

TRAFIŁEŚ TU - I CO DALEJ?

Drogi Czytelniku,  Skoro już tu trafiłeś, miło mi Cię powitać. Usiądź wygodnie i rozgość się. Jeśli chcesz, przygotuj też sobie coś do przek...