Archiwum bloga

sobota, 26 grudnia 2020

GWIEZDNE WROTA, CZYLI SŁÓW KILKA O PLANIE STWÓRCY


„Litości wcale by nie było, 
Gdybyśmy Biedy mniej czynili; 
I Miłosierdzie by zniknęło, 
Gdyby szczęśliwi wszyscy byli;
A strach wzajemny - spokój niesie, 
Póki nie wzrośnie w nas egoizm. 
Potem Nienawiść w ciemnym lesie 
Chwyta nas do pułapek swoich.
Zasiada pośród świętych strachów 
Łzami wielkimi rosząc ziemię, 
Aby Pokora spod jej gmachu 
Mogła wywodzić swe korzenie.
Wkrótce nad głową jej ponura 
Rozkwita cieniem Tajemnica, 
Karmi się Motyl nią, a także 
Na niej żeruje Gąsienica;
I Fałszu rodzą się owoce 
Rumiane, dobre do jedzenia, 
A pośród jej konarów mrocznych 
Kruk się sadowi w głębi cienia;
Zaś Bogom lądu oraz morza 
Nigdy się nawet sen nie przyśni, 
Gdzie taki Owoc znaleźć można 
- On rośnie tylko w Ludzkiej Myśli.

„Ludzki abstrakt”
, William Blake
    
                                                                   
                                                                             
                                                                                                                    ***

W prologu do Ewangelii św. Jana, opisującym zarówno stworzenie świata, jak i poczęcie Mesjasza, czytamy: „Na początku było Słowo [gr. Logos, przyp. red.], a Słowo było u Boga, 
i Bogiem było Słowo. Ono było na początku u Boga. Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało. W Nim było życie, a życie było światłością ludzi, a światłość w ciemności świeca, i ciemność jest nie ogarnęła. […] Była światłość prawdziwa, która oświeca każdego człowieka, gdy na świat przychodzi. Na świecie było Słowo, a świat stał się przez Nie, lecz świat go nie poznał. Przyszło do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli. Wszystkim tym jednak, którzy Je przyjęli, dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi. […] A Słowo stało się ciałem, i zamieszkało między nami. I oglądaliśmy Jego chwałę […]”.

Greckie Logos w kulturze Dalekiego Wschodu tożsame jest z pierwotnym Om (Aum), transcendentalną i ponadczasową wibracją Wszechświata. Zarówno Logos, jak i Om, w sensie ontologicznym oznacza nadrzędną zasadę porządkującą, organizującą i spajającą wszystko, co kiedykolwiek było, jest i kiedykolwiek będzie. Zasada ta jest wymierna, ustanawiająca 
i jednocześnie przekraczająca pojęcia czasu, przestrzeni i materii. Próbując przełożyć ją na język mówiony, ulepić zeń słowo, które umysł zdolny będzie wyrazić, skazani jesteśmy na niepowodzenie. Nie zdoła on bowiem jej objąć, gdyż słowo czym prędzej wymknie się myśli, która je stworzyła, w mgnieniu oka przestając być słowem, i niknąc gdzieś w przestworzach, niesiona wiatrem, bo, tak jak ptak, marnieje w nawet najwygodniejszej i najbardziej przytulnej klatce. 

Tą zasadą jest Miłość. 
  
Sens życia, na swym najgłębszym poziomie, polega na tym, byśmy odkryli ją w nas samych i nauczyli się ją wyrażać.
   
Jednak, by to osiągnąć, winniśmy (a tak, nie krzywmy się!) choć trochę pocierpieć.  


                                    BOSKA „GRA”                                       

Istnieją tylko dwie „bramy”, innymi słowy „wejścia” (do nieba). Pierwsze z nich posadowione jest w punkcie ekliptycznego skrzyżowania konstelacji Byka (Taurus) i Bliźniąt (Gemini - Kastor i Polluks) - ściśle w 5’ Bliźniąt - i znane astrologom jako „Srebrna Brama Niebios” (ang. The Silver Gate) lub „Brama Człowieka” (ang. The Gate of Man), której wrót pilnuje przepasany gwiazdowym trygonem (Alnitak, Alnilam i Mintaka) Orion (Ozyrys/Ausar). Dokładnie po przeciwległej stronie, między gwiazdozbiorem Skorpiona i Strzelca (w 5’ parzystokopytnego myśliwego, a zatem w punkcie ścisłej opozycji - 180 stopni - względem Oriona), panoszy się Wężownik (łac. Ophiuchus), naczelny wartownik „Niebiańskiej Złotej Bramy” (ang. The Golden Gate) lub „Bramy Boga” (ang. The Gate of God). Z naszej ziemskiej perspektywy, osadzonej w dziewięcioorbitalnym systemie solarnym, centrum Drogi Mlecznej umieszczone jest równolegle względem linii ekliptyki przechodzącej przez ową „Złotą Bramę”. To właśnie kierunek tegoż centrum wskazuje strzała (łac. Sagitta) jako część gwiazdozbioru Strzelca.    

W mitologii helleńskiej Ophiuchus (co w dosłownym tłumaczeniu oznacza „mozolnie pracującego”), czyli Wężownik (inaczej „Dzierżawca węża”) właśnie, przedstawiany jest pod postacią uzdrowiciela, Asklepiosa (rzymski Eskulapa, egipski Imhotep), śmiertelnie rażonego gromem przez Zeusa (Jupitera). Według legendy zgon wychowanego przez Chirona "boskiego lekarza” wyprosił u piorunorękiego władcy Olimpu Hades (Pluton), zaniepokojony nadprzyrodzonymi uzdolnieniami medyka, po tym, jak przywrócił on do życia Oriona, ugodzonego w piętę przez skorpiona, którego nasłała nań rozsierdzona Hera. Zeus spełnił prośbę swego brata, jednakże po wszystkim umieścił Asklepiosa wśród gwiazd jako Wężownika. 


Przytoczone tu podanie (po raz kolejny już) stanowi eposowe odzwierciedlenie corocznego cyklu natury. Kiedy Orion „kona”, symbolicznie wkraczając do „zaświatów” (niknąc za horyzontem o wschodzie słońca) w dzień jesiennego przesilenia, jego podstępny pogromca, wraz z depczącym mu po chitynowym grzbiecie Wężownikiem, zaczyna „rosnąć”, pnąc się po firmamencie niby winorośl, zwiastując tym samym nadejście zimy. Gdy z nastaniem astronomicznej wiosny Skorpion „umiera”, „schodząc do podziemi”, wówczas to niedoszły gwałciciel Artemidy rozpoczyna swą wędrówkę, by po przekroczeniu mroków Tartaru (eg. Duat, hebr. Szeol) „odrodzić się” w czas letniego przesilenia (identycznie jak zmartwychwstający Ozyrys, uprzednio poćwiartowany przez zazdrosnego Setha). Ozyrys, podobnie do Oriona, wymachującego nad głową maczugą i sięgającego dłonią po gwiazdę Aldebaran (Alfa Tauri), dzierży krzyż Ankh, inaczej crux ansata - symbol zjednoczenia aktywnej energii męskiej (fallicznej; yin) i pasywnej energii żeńskiej (jonicznej; yang); stanowi koptyjski pierwowzór chrześcijańskiego krzyża jako sakralnego emblematu męczeństwa Nazarejczyka, swym kształtem wprost obrazując astronomiczne cykle Słońca: dobowy (ramiona krucyfiksu jako wschód (lewe) i zachód (prawe)) oraz roczny (wierzchołek jako aphelium i podstawa jako peryhelium). Jest to reprezentacja pogodzonych ze sobą przeciwności, wynikających z dwoistości ludzkiej natury („[…] prędzej wielbłąd przejdzie przez ucho igielne [szyszynkę, przyp. tłum.] […]”). Gdy dwoistość staje się jednością, znika sprzeczność, a istota człowiecza wznosi się do Boga.


Swoje do powiedzenia w tej sprawie ma również astrologia chińska. I choć akurat na jej łamach próżno szukać dosłownej wzmianki o jakichkolwiek „Boskich Wrotach”, tym niemniej przesłanie symboliczne jest jasne jak promień słońca w tchnący wonią nadciągającego lata czerwcowy poranek. Pełznący po nieboskłonie Smok (Qing Long) uosabia wewnętrzną przemianę, głosząc nadejście majaczącej na horyzoncie zdarzeń wiosny (Skorpion), niosąc obietnicę sprawiedliwości i przywrócenia równowagi (Waga). Sposobiący się do skoku Tygrys (Bai Hu), tak jak obezwładniony skorpionowym jadem Orion, podąża za Słońcem do „krainy cieni”, by rychło ją opuścić i ponownie zajaśnieć w blasku sunącej po widnokręgu gwiazdy, oczyszczając się w nigdy niegasnącym ogniu  (Feniks - Zhu Que). Z kolei Wąż, trzymający w żelaznym uścisku Żółwia (Xuan Wu), tłamsi tym samym naczelnego ciemiężcę, Saturna (Kronosa/Chronosa), oferując wyzwolenie w postaci wywiedzenia z domeny wciąż powtarzających się zdarzeń.                                                                             
Podsumowując, tarcza zodiakalna to podstawowa, najbardziej fundamentalna matryca cyklu życia (narodzin i śmieci), w obrębie której inkarnują dusze, pragnące doświadczyć uroków i trudów ludzkiej egzystencji, i poprzez to wieloaspektowe doświadczenie wykonać kolejny krok w ewolucji samoświadomości, który zbliży je do Stwórcy. Archetypy Oriona i Wężownika to z kolei metaforyczni odźwierni „portali” (odpowiednio wejściowego i wyjściowego), które dusza przekracza na drodze ku powrotnemu zjednoczeniu z Absolutem. 


                                                 
                                                                                           CO MY TU ROBIMY, DO KROĆSET?

"Zostaniesz tym Trzynastym i zostaniesz przeklęty przez inne pokolenia, lecz będziesz nad nimi panował. W dniach ostatecznych będą przeklinać wasze nawrócenie ku wysokości, aż do świętego pokolenia [mowa tu o cyklach ludzkiego istnienia mierzonych erami astrologicznymi, przyp. red.]. Powiadam wam, moje imię [Syna Człowieczego, przyp. red.] zostało zapisane na tym […] pokoleniu gwiazd przez pokolenia ludzi [tj. utożsamione z Erą Ryb (0 r. n.e. - 2150 r. n.e.), przyp. red.]
- apokryficzna (i niekanoniczna) Ewangelia wg. Judasza   
   
Wężownik to tak zwana konstelacja „przecinająca”, znajdująca się pomiędzy gwiazdozbiorem Skorpiona i Strzelca. Dlaczego „przecinająca”? Skorpion, wedle nomenklatury astrologicznej, zawiaduje ósmym domem astralnym, czyli matrycą śmierci, transformacji, przeistoczenia, mistycyzmu i poszukiwań duchowych . Strzelec natomiast obejmuje naprężoną cięciwą swego łuku alkierz dziewiąty - dziedzinę podróży, eksploracji 
i daleko idących peregrynacji (zarówno fizycznych, jak i intelektualno-emocjonalnych, duchowych). Ophiuchus „wkrada” się między obie sygnifikacje, alegorycznie ujmując zjednoczenie podzielonych elementów indywidualnego bytu,
w świecie materialnym wyrażanych na przypisanych im płaszczyznach. Elementy te to nic innego, jak dwanaście archetypów zodiakalnych, których suma uosabia krąg doczesnego żywota (sans. Samsara). Jeśliby w świetle tejże wiedzy przypatrzeć się ewangelicznej treści Nowego Testamentu, okaże się, że dwunastu wybranych przez Jezusa apostołów, wraz z samym Nauczycielem, to w istocie rzeczy pełen Zodiak i jednoczące go ukoronowanie stworzenia - wcielony drogowskaz wiodący ku Bogu („Przyszedł on […], aby zaświadczyć o światłości, by wszyscy uwierzyli [w nią, przyp. red.] przez niego”).   
    
W konwersji chrześcijańskiej konstelacja starogreckiego Wężownika oznacza Jezusa kiełznającego niższą jaźń człowieczą i ujarzmiającego popędy, zaprzęgając je w służbie czystej świadomości  („[…] i udał się na pustynię, gdzie pościł przez czterdzieści dni i czterdzieści nocy”). Mityczny Ophiuchus opiera swoje stopy na Skorpionie, którego moc przezwyciężył, tak jak biblijny Emmanuel ucisza sztorm i kroczy po spienionych falach ku zdumieniu i przerażeniu swych podopiecznych. Skorpion (Smok), jako animistyczny symbol pożądania i nienasyconego głodu , reprezentuje również śmierć (cielesną oraz duchową) i zapowiedź cudu wskrzeszenia, które poprzedzi sprawiedliwy i wyzbyty z przywiązania osąd (samosąd samoświadomej duszy). Wężownik to zatem wyższa oktawa Skorpiona. Śmierć duchowa, dokonana, by porzucić to, co stare i krępujące, a otworzyć się na to, co nowe i zbawienne, określa przejście z jednego stanu do drugiego. W tym świecie, pulsującym mieniącą się feerią barw na podobieństwo teatralnego spektaklu, którego scenariusz wciąż i wciąż podlega ciągłym zmianom, gramy różnorakie role w sztukach, których tematem przewodnim są jednako narodziny i śmierć. Dopóty śmiejemy się do rozpuku i ronimy łzy, zatracając się w emocjach, lecz tak naprawdę nie smakując życia, dopóki nie uświadomimy sobie, że przyszliśmy tu, by nauczyć się, że to tylko (i aż) kolejny przystanek na drodze ku samopoznaniu.   



 
 „Kiedy wyszedłem od Boga, wszystkie rzeczy mówiły: „Jest Bóg!”. Lecz to nie napełnia mnie szczęściem, gdyż wówczas pojmuję, że jestem stworzeniem. Ale w tym „przedarciu się”, kiedy pragnę próżny trwać w woli Boga, a także próżny być woli Jego i dzieł Jego wszelkich, takoż Boga samego, wtedy czymś więcej jestem niż wszystkie stworzenia, gdyż ani Bogiem jest, ani stworzeniem; jestem, czym jestem i czym pozostanę, teraz i na wieki! Wtedy zaś coś mną targa i wynosi ponad wszystkie anioły. Poryw ten tak mnie wzbogaca, że Bóg już mi nie starcza, wbrew temu, że Bogiem jest, wbrew wszystkim Jego boskim dziełom, bo w owym „przedzieraniu się” pojmuję, że Bóg i ja jesteśmy sobie równi. Jestem wówczas, czym byłem, nie wzrastam ani nie maleję, bo jestem nieruchomym istnieniem, które porusza wszelkie rzeczy. Tu już dłużej w człowieku Bóg nie mieszka, bo człowiek przez ubóstwo [i bogactwo, przyp. red.] swoje na powrót zdobywa to, czym zawsze był i będzie.” - „Błogosławieni ubodzy duchem”, Eckehart „Meister” von Hochheim 
 
                                                      
                                                                                                                      ***

Starożytni Grecy, którzy znaczną część swojej wiedzy zawłaszczyli z Egiptu (czerpiąc 
z przepastnych zbiorów tamtejszej Biblioteki Aleksandryjskiej, w późniejszych wiekach splądrowanej i pozostawionej na pastwę płomieni przez Rzymian), na czele z Arystotelesem, Heraklitem i Plotynem, wysnuli filozoficzną teorię o wielopoziomowości Wszechświata zarówno w skali mikro, jak i makro, spójnej z eschatologiczną koncepcją podmiotu niestrudzenie poszukującego Źródła i doń dążącego (co wiele, wiele wieków później badali między innymi Teilhard de Chardin, Aleksander Gurvich, Mikołaj Fiodorow, Jiddhu Krishnamurti i Robert Monroe). Choć każdy z nich ostatecznie doszedł do diametralnie odmiennych wniosków, wszyscy zgodnie orzekli, że ponad czterema podstawowymi szczeblami istnienia człowieka (biologicznym, emocjonalnym, intelektualnym i duchowym) najprawdopodobniej rozpościera się swoista przestrzeń interinkarnacyjna, przedsionek utkany z myśli i wyobrażeń, gdzie przebywają dusze przedwcześnie wyrwane z ciała i/lub na podobieństwo przyszpilonego do kawałka styropianu motyla „przyspawane” do świata form za sprawą rozpraszających sentymentów i uzależnień, wykształconych podczas doczesnego życia (analogiczną wydaje się być katolicka idea Czyśćca, 
w którym przebywające w nim dusze „obmywają się” z przewin w wodzie tryskającej z fontanny Bożego Miłosierdzia).       

Przejście przez „Bramę Człowieka” oznacza tak akceptację nieodwołalnej perspektywy śmierci przez inkarnującą duszę, jak i obietnicy przyszłego zmartwychwstania. Drzwi, którymi przychodzimy na ten skądinąd wspaniały świat, zatrzaskują się na cztery spusty, gdy, docierając do centrum naszej istoty, łączymy w sobie światło i ciemność, zrozumiawszy, że to, co na zewnątrz, jest odbiciem tego, co wewnątrz, dzięki czemu niwelujemy dysonansową antynomię poznawczą. Na tych, którym ta sztuka się nie powiedzie, lub którzy nie uświadomią sobie swego przeznaczenia, czeka wplątanie w kołowrót naprzemiennych radości i cierpień.

My, ludzie, sami karzemy się, nie wykorzystując naszego prawdziwego potencjału. Następuje degradacja naszej wewnętrznej istoty i uziemienie, a my, zniecierpliwieni, zachłanni i przytłoczeni beznadziejnością, łakniemy skosztowania pierwiastka wieczności, łapczywie pożerając ginące w mrokach upływającego czasu efemerydy . I również tutaj Grecy pozostawili po sobie spuściznę w postaci fantastycznych historii o mękach Iksjona 
i Tantala, jako antycznych wariacji na temat Samsary - pierwszy, by spłacić dług zaciągnięty odebraniem życia bliźniemu, przykuty został do płonącego koła, drugiemu zaś, jako pokuta za racji nadwerężenia zmysłów, przypadła w udziale męka niemożności zaspokojenia głodu i pragnienia). „Złota Brama”/”Brama Boga” to natomiast droga do wyjścia z zaklętego koła Samsary, którą podążają dusze, dla których ten świat przestał być tajemnicą, od kiedy poczęły napełniać go autentyczną Miłością. 

To właśnie jest nasze zadanie.
To jest nasza misja. 
Uczyć się Miłości, krzewić ją, pielęgnować i rozsiewać.
Bądźmy więc płodni i pomnażajmy ją.     


„Zechciej być zawsze niezgłębionym zdrojem 
Dla samotników; wiedź ich ze spokojem, 
Niech w źródle niebios kąpią się jedynem, 
Potem ich zostaw bezradnych; rozczynem 
Bądź dla tej twardej i nieczułej ziemi, 
Odrodź ją swemi tchy eterycznemi; 
Symbol ogromów, bądź tym firmamentem, 
Co się odbija w morzu nieobjętem; 
Żywiołem, który otacza nas wkoło  
Czymś nieznajomym…” - „Hyperion”, John Keats (w przekładzie Jana Kasprowicza) 




    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

TRAFIŁEŚ TU - I CO DALEJ?

TRAFIŁEŚ TU - I CO DALEJ?

Drogi Czytelniku,  Skoro już tu trafiłeś, miło mi Cię powitać. Usiądź wygodnie i rozgość się. Jeśli chcesz, przygotuj też sobie coś do przek...