Festyn.
Dzieci ciągnące rodziców za rękę, by czym prędzej pohasać
beztrosko na placu wśród fontann w towarzystwie Kubusia i Tygryska.
Sielanka.
Tutaj świat na ten jeden moment się zatrzymał.
Postanawiam go odnaleźć.
Zataczam koło wokół skwerku. Może gdzieś przycupnął w cieniu, zmęczony całym tym zgiełkiem, wystraszony wszechobecnym harmidrem?...
Niestety.
Ani widu, ani słychu.
Jest Prosiaczek, Królik również, dostrzegam nawet Sowę Przemądrzałą, co sfrunęła z drzewa, by zniżyć się do poziomu brukowanej kostki miejskiego deptaku.
Nie wytrzymuję.
Podchodzę do organizatora i pytam wprost, zatroskany:
- Gdzie jest Kłapouchy? Dlaczego nikt go nie zaprosił?
W odpowiedzi słyszę rozbawiony głos:
- A po co? On jakiś taki nijaki, szary i nudny... co z niego za pożytek? A zabawy to na pewno żadnej z nim nie ma.
Osłupiałem.
Nie silę się jednak na słowny odwet.
Zamiast tego, niespiesznym krokiem zmierzam do parku, by osiąść pod młodymi brzózkami, kołysanymi wiosennym wiatrem.
W ciszy.
Spokoju.
W "moim małym Edenie".
Tam z pewnością spotkam dzisiejszego Wielkiego Nieobecnego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz