Archiwum bloga

sobota, 26 grudnia 2020

O PRAGNIENIU TRWANIA

Siedzieliśmy tak, głowa przy głowie, z dłonią w dłoni, niespiesznie delektując się wdychaną wonią wieczornego powietrza. Słońce pokornie chyliło się już ku zachodowi. Umęczona żaru naporem zieloność wokół nas stygła, rozkładając listowie w oczekiwaniu na orzeźwiający powiew wiatru, jak stęskniona kochanka wypatrująca swego oblubieńca. Rozochocone nadciągającym chłodem świerszcze rozpoczęły koncert symfoniczny, którego dźwięki, mieszając się z ptasim świergotem, płynęły bezszelestnie wśród wysokich traw.

Pulchny miesiąc wypełzł na rozgwieżdżone niebo, oświetlając nasze twarze. Liche, pozbawione wyrazu, przywiedzione do martwoty ustawiczną zgryzotą, której zawczasu odegnać nie byliśmy zdolni. A może nie chcieliśmy, by nie dręczyło nas to uczucie? Może pragnęliśmy się w nim utopić, ugrząźć w jego bezdennych odmętach, by ostatecznie wyzbyć się strachu, który nami owładnął?

Śmierć potraktowaliśmy jako wybawienie, co cierpieniu miało położyć kres.

I spaliśmy, tym wiecznym snem bez snów, nie śniąc o ułudzie, którą gotowiśmy sobie zgotować. Ziemi stając się częścią, ubogacając ją rozkładem naszych murszejących ciał. Trwając w tej błogiej ciszy, w spokoju wszelkim zgiełkiem niezmąconem...

Bajając o miłości, co ukochała i śmierć.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

TRAFIŁEŚ TU - I CO DALEJ?

TRAFIŁEŚ TU - I CO DALEJ?

Drogi Czytelniku,  Skoro już tu trafiłeś, miło mi Cię powitać. Usiądź wygodnie i rozgość się. Jeśli chcesz, przygotuj też sobie coś do przek...