Archiwum bloga

sobota, 26 grudnia 2020

KOCHAĆ TO TEŻ SZTUKA

Z religią, tak jak i z każdym innym antropomorficznym tworem przybierającym formy doktrynalne (polityką, administracją czy sądownictwem), nieodzownie wiąże się pojęcie moralności.

Nauka dowodzi w sposób nie pozostawiający złudzeń, że moralność jest wrodzona i osadzona na emocjach stanowiących trzon struktur społecznych, co wbrew pozorom dotyczy nie tylko ludzi, ale i pozostałych wysokorozwiniętych ssaków, a przede wszystkim naczelnych (de Waal, Churchland, Bekoff). Tym, co pod tym względem odróżnia nas od innych człekokształtnych, jest świadomość konsekwencji naszych zachowań, wykraczająca dalece poza zdolność reagowania jedynie na widoczne symptomy bezpośrednio doznawanych i wyrządzanych krzywd, w tym ujęciu nierozerwalnie związanych z odczuwaniem fizycznego bólu.

Problem jest jednak taki, że w świetle form normatywnych, powstałych w wyniku postępu cywilizacyjnego (idei, postulatów, doktryn, nurtów i prądów myślowych) moralność uległa wewnątrzśrodowiskowej internalizacji, przez co jej pierwotny charakter został wypaczony. Człowiek początkowo nie zaniechał troszczenia się o interes wspólny grupy, z którą łączyły go więzy nacji, pokrewieństwa, języka czy wyznania, zaczął jednakże czynić to z właściwą rzeczonym czasom agresywną ekspansywnością. Warto podkreślić, że wśród społeczności zwierząt stadnych znacznie częściej występuje zjawisko współpracy, niż rywalizacji - wyjątki pojawiają się w efekcie przymusowych migracji w poszukiwaniu siedlisk i żerowisk, kiedy to dwie grupy z tego samego gatunku trafiają w to samo miejsce (ale tylko w przypadku wyraźnej ograniczoności zasobów).

Współczesny człowiek działa przede wszystkim z pobudek egoistycznych, a pojęcie wspólnoty w praktyce istnieje głównie w kontekście społecznych zjawisk afektywnych (cel znamionujący i spajający zbiorowość, obejmujący określony czas oraz bazujący na potrzebie przynależności, która w tych przypadkach znajduje swój marny substytut w zachowaniach na podobieństwo rytuałów - msze, mecze sportowe, manifestacje polityczne, itp.).

Ten pułap świadomości, który jako gatunek do tej pory osiągnęliśmy, jest wynikiem procesów ewolucyjnych. Dzięki nim stworzyliśmy globalny system multispołeczny z całą masą podległych mu podsystemów. Lecz po dziś dzień, mimo iż niejednokrotnie już wysyłaliśmy naszych przedstawicieli w kosmos, a w planach mamy prokolonialne terraformacje Marsa i Europy, nadal nie potrafimy uporać się ze skutkami "ucywilizowania" moralności. Problemy te wynikają ze skondensowania terytorialnego grup społecznych, a w konsekwencji drastycznego zawężenia naszej przestrzeni życiowej. I o ile nie mieliśmy kłopotów z prowadzeniem względnie pokojowego trybu życia w niewielkich gromadach, o tyle wobec wyzwań zurbanizowanej i ztechnologizowanej współczesności, jakie sami sobie narzuciliśmy, na chwilę obecną jesteśmy bezradni.

Bacząc na kierunek, w jakim zmierza wykreowany przez nas świat, wątpię, by ludzkość mogła w ciągu najbliższych kilku stuleci całkowicie pozbyć się religii. Nauka, która za sprawą ruchów neoateistycznych tak usilnie stara się ją wyprzeć, jest również - jakkolwiek paradoksalnie to zabrzmi - swego rodzaju religią. Zarówno wiara, jak i niewiara w to, że coś istnieje bądź nie istnieje, wywodzi się z tych samych korzeni - potrzeby poznania i wypełnienia luki, która po tym poznaniu wystąpi, ponieważ poznanie kognitywne obejmuje jedynie pewien wycinek obserwowanej rzeczywistości (a co z tą, która obserwowana nie jest?).

Nietzsche, na łamach swych dzieł niepomiernie wzbogacających kanon światowej literatury filozoficznej, ukuł termin "nadczłowieka", opisując podróż istoty ludzkiej w głąb siebie, której kres zwieńczy ostatecznie poszukiwania odpowiedzi na pytania o źródło i sens naszego życia. Pokonanie samego siebie bez konieczności użycia oręża da początek nowej epoce.

Jeśli zatem kiedykolwiek duchowość przestanie być tylko opium dla naiwnych pod postacią religijnej obietnicy wiecznego szczęścia lub kary, mogę jedynie przypuszczać, że stanie się to jedynie w wyniku "skoku" kwantowego globalnej ludzkiej świadomości, dzięki której będziemy w stanie kochać prawdziwie i ponad podziałami, a tym samym rzeczywiście odkryć Boga dla naszego gatunku tak na zewnątrz, jak i wewnątrz. 



2 komentarze:

  1. Jako czytelnik pragnę podziękować za ten „nadliczbowy” i niespodziewany prezent: porcję myśli o wywrotowym potencjale. Zarazem jednak, raz jeszcze omiatając wzrokiem wersy, chciałbym się odnieść polemicznie, powołując na klasyka: „Prawdziwe opium dla ludu to wiara w nicość po śmierci. Ogromna pociecha w tym, że za nasze świństwa, upadki, tchórzostwa, morderstwa nie będziemy sądzeni”. Z szacunkiem Piotr Krupiński

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Być może to i najbardziej zgubna z form, jakie wiara przybiera. Umożliwia zachłyśnięcie się chwilą, lecz nie pozwala należycie jej smakować, nawet jeśli nie wypatruje z przestrachem kata dzierżącego topór lub nie wzdryga się przed gotowaniem na wolnym ogniu po wsze czasy. Trzeba nam ogromnej odwagi, by kochać życie, tak jak konieczna jest ona, aby z podniesionym czołem wkroczyć do "krainy cieni" już za życia.

      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń

TRAFIŁEŚ TU - I CO DALEJ?

TRAFIŁEŚ TU - I CO DALEJ?

Drogi Czytelniku,  Skoro już tu trafiłeś, miło mi Cię powitać. Usiądź wygodnie i rozgość się. Jeśli chcesz, przygotuj też sobie coś do przek...